Od początku roku wybuchło już około 30 pożarów na wysypiskach śmieci. W ostatnim czasie paliło się w Olsztynie, Zgierzu, Trzebini, Wszedniu pod Mogilnem, Policach, Gorlicach, Radomiu, Gorczegórzu pod Lęborkiem. Tego niespotykanego wcześniej nasilenia pożarów nie da się usprawiedliwić wyłącznie samozapłonami spowodowanymi przez metan. Wiceminister ochrony środowiska stwierdził, że przyczyną są działania mafii śmieciowej i ma dużo racji. Już kilka lat temu, kiedy wchodziła w życie ustawa o zagospodarowywaniu odpadów, w cyklu artykułów w POLITYCE ostrzegaliśmy, że nadchodzą złote czasy dla oszustów i żniwa dla mafii. Sprawdziło się.
Kto się interesuje odpadami?
Odpady trafiają na składowiska, gdzie powinny być poddawane recyklingowi albo utylizacji. Do 2020 r. zgodnie z zobowiązaniem wobec UE w Polsce powinno się odzyskiwać 50 proc. śmieci. Nie ma na to szansy, bo recykling się nie opłaca. Właściciele wysypisk zarabiają na każdej tonie przyjętych śmieci do 200 zł. Ustawa nałożyła obowiązek kontroli nad śmieciami samorządom, ale gminy nie potrafią tym się zająć, nie mają specjalistów, nie znają się. Zawierają umowy z firmami wywożącymi odpadki i potem już się nie interesują, gdzie te śmieci trafiają.
A trafiają gdzie bądź. Na wysypiska zarządzane przez RIPOK (Regionalne Instalacje Przetwarzania Odpadów Komunalnych), na składowiska prywatne (praktycznie każdy może otworzyć taki biznes i uzyskać zgodę starostwa powiatowego, o ile spełni minimum wymagań, które i tak nie są wyśrubowane), na dzikie wysypiska, o których istnieniu wszyscy wokół wiedzą, ale nikt nie reaguje, albo do tzw. czarnej dziury, czyli na tereny wyrobisk po żwirowniach. Postulowaliśmy na łamach POLITYKI powołanie specjalnej policji ekologicznej, aby pilnowała procedur związanych z gospodarką odpadami, ale uznano, że wystarczy, aby zajęły się tym inspektoraty ochrony środowiska. Okazało się, że nie wystarczy – bo inspektorów jest za mało, a ich uprawnienia ograniczone.
Ostatnio coraz więcej śmieci przyjeżdża do Polski z innych krajów europejskich, głównie z Niemiec. Za małe pieniądze upychają tu swoje odpady, które wcześniej wywożono do Chin. Ten kanał okazał się niedrożny, bo Chiny znacznie ograniczyły import śmieci, głównie z powodów ekologicznych. I wychodzi na to, że w Kraju Środka bardziej dba się o ekologię niż w naszej nadwiślańskiej ojczyźnie.
„Biznesmeni” z branży śmieciowej
Na imporcie śmieci, w tym bardzo toksycznych odpadach chemicznych, zarabiają polscy tzw. biznesmeni z branży śmieciowej. Z biznesem ma to tyle wspólnego, że zarabia się szybkie i duże pieniądze, ale nie idzie za tym odpowiedzialność za skutki. Beczki z europejskimi chemikaliami umieszczane są na dzikich składowiskach, na leśnych działkach, na terenach zalewowych większych i mniejszych rzek. Dopiero kiedy z beczki coś się wyleje, jak ostatnio chlor, ogłaszany jest alarm i wszyscy załamują ręce – jak to możliwe, że Polska stała się śmietnikiem Europy?
Śmieci płoną, aby zrobić miejsce na następne transporty, albo dlatego, że są opłacalnie ubezpieczane na wypadek pożaru, a czasem aby wraz z dymem zniknęły ślady, że ktoś coś złego robił. Rząd chce to ukrócić poprzez wprowadzenie nakazów i zakazów oraz zwiększenie wysokości kar. Metoda takiego odstraszania potencjalnych mafiosów śmieciowych nie wydaje się skuteczna, bo wysokie zyski zmobilizują ich do jeszcze sprytniejszego łamania prawa. Tak przecież działa każda mafia w każdej branży. Nieważne, czy to śmieci, paliwa czy wyłudzanie VAT.
Jak rozwiązać problem ze śmieciami?
Potrzebna jest zmiana filozofii tworzenia przepisów dotyczących gospodarowania odpadami. Kiedy uchwalano obowiązującą dzisiaj ustawę, świadomie skazano na widmo plajty firmy, które zainwestowały wielkie pieniądze w linie technologiczne pozwalające na bardzo wysoki procent recyklingu. Powodem były koszty – za przekazywanie odpadów komunalnych na nowoczesne składowiska trzeba było płacić znacznie więcej niż za wywóz na tradycyjne wysypiska.
Takie firmy jak warszawska spółka Byś, wcześniej wiodąca w stolicy, dzisiaj balansuje na granicy opłacalności, bo z powodu zautomatyzowanych i przez to kosztownych rozwiązań przegrała konkurencję z tradycyjnymi miejscami składowania odpadów. To banalna prawda: aby śmieci przestały się palić, trzeba więcej płacić za ich wywóz, składowanie i odzyskiwanie. Koszty spadną na mieszkańców, to jasne, ale nie ma innego wyjścia, jeśli się chce, żeby na śmietniskach przestały wybuchać pożary. Potrzeba odważnego, który powie ludziom prawdę, że tanio tego problemu nie da się rozwiązać. Czy PiS stać na taką odwagę?