Pod wysypiskiem w Nairobi Polka uczy dzieci tańczyć. Wolą balet niż gang
Pierwsze, co Joanna Priwieziencew, tancerka i nauczycielka, pamięta ze szkoły Ghetto Classics, to nabór do swojej grupy. Było więcej chętnych dzieci niż miejsca na sali. Drugie wspomnienie to smród z góry płonących śmieci za oknem. Jednym z dzieciaków liczących na przyjęcie był James Muindi Muli. Joanna pamięta, że chłopiec od początku był pracowity i zafascynowany tańcem. Miał też w sobie szczerość.
Joanna uczyła Jamesa baletu w Kenii przez sześć lat z przerwami. Tutejsze dzieci mają niewiele czasu na zajęcia pozalekcyjne. – Na naukę tańca były, powiedzmy, dwa popołudnia w tygodniu, bo po zmroku w Korogocho jest już zbyt niebezpiecznie – opowiada Joanna. – Na intensywne zajęcia jest szansa właściwie dopiero podczas wakacji.
Niedawno spotkali się po raz kolejny. Tym razem na sali prób w Warszawie, rodzinnym mieście Joanny. 16-letni dzisiaj chłopiec wykonuje kilka piruetów, jeden po drugim, w rytm muzyki i słów nauczycielki. Przyleciał prosto z Kenii, z blaszanego domu w slumsie Korogocho. To miejsce, gdzie na powierzchni 1,5 km kw. w skrajnej biedzie żyje stłoczonych prawie 200 tys. ludzi. Tuż obok największego wysypiska śmieci w Afryce Wschodniej oddycha się dymem z płonących odpadów. – Każdy dzień to walka o przetrwanie. W takich warunkach dołączenie do gangu bywa łatwiejsze i bardziej opłacalne niż pójście do szkoły, a co dopiero lekcje baletu – opowiada Joanna. A jednak James wolał balet niż gang. Kilka lat walczył o to, aby znaleźć się w miejscu, w którym jest teraz.
W Warszawie dwa tygodnie wypełniły mu ciężkie treningi, m.in. w Prywatnej Szkole Tańca „Piruecik” i z Joanną w salach Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Romana Turczynowicza, której dawniej była uczennicą.