Blond systemu
Blond systemu. Nie dzielimy włosa na czworo: wraca fryzura „na Republikankę”
Kiedyś kwestia tego, jak się czeszemy i farbujemy – szczególnie dotyczy to nas, z żeńskimi końcówkami i balejażami – naprawdę nie była aż taka skomplikowana i najeżona politycznymi kontekstami. Cięło się na Rachel z „Przyjaciół”, na Amelię z „Amelii” albo chodziło do najmodniejszego w mieście stylisty lub stylistki fryzur i dało się ciąć. Dziś to, co robią nożyczki i pędzle, dyktują amerykańska ekonomia i polityka. To oczywiście szalenie ironiczne, bo mówimy o kraju, którego przywódca jest bodaj najgorzej uczesaną osobą na świecie. Jego włosy doczekały się setek komentarzy, a „The Washington Post” zrobił nawet listę 100 najciekawszych określeń prezydenckiej koafiury. Warto może zacytować dwa: „Włosy czeskiego piłkarza, które padły ofiarą jakiegoś koszmarnego wypadku” oraz „Odcień spalonych słońcem chrupek Cheetos”.
Oczywiście nikt nikomu nie każe strzyc się „na Trumpa”; trendy fryzjerskie podpatrujemy wśród jego świty. Towarzyszące mu rzeczniczki, córki (na fot. Ivanka i Tiffany Trump), polityczki, a częściej żony polityków Partii Republikańskiej mają długie, wysuszone i wyprostowane na szczotce włosy, które następnie są kręcone w luźne loki. Najlepiej, jeśli są blond, w odcieniu bardzo jasnego blond, trochę w stylu lalki Barbie, trochę w stylu aktorek grających w serialach dla młodzieży w latach 90. O takich fryzurach mówi się wręcz „republican hair”, czyli „na Republikankę”.
Dlaczego akurat taki styl? Z jednej strony chodzi o to, co blondynka symbolizuje w patriarchalnych fantazjach: atrakcyjną, grzeczną, uległą kobietę, która zajmie się pichceniem, sprzątaniem, wychowaniem dzieci – czyli po prostu odgrywa rolę idealnej pani domu z lat 50.