Legenda o wieży w Ząbkowicach Śląskich. Krzywej, ale dumnej (jak wszystko w Polsce)
Wyobraźcie sobie, że mieszkacie w Polsce. W średniowieczu. I w dodatku w Ząbkowicach Śląskich. Trochę dziwnie, trochę strasznie, ale kiedy życie daje ci cytryny, to budujesz krzywą więżę najwyraźniej. Bo taką właśnie zafundowali sobie ząbkowiczanie oraz ząbkowiczanki (nigdy mi się to nie znudzi).
Czytaj też: Legenda o Wandzie, co „raus!” Niemcowi powiedziała
Jak na weselu u wujka Zbyszka
Serio, jedna z teorii dotyczących tej kupy cegieł ze skoliozą głosi, że oni zrobili to sobie specjalnie. Bo taką mieli fantazję, bo mogli, bo… jakoś trzeba było wytłumaczyć się przed inwestorami. W każdym razie na wieży znajdował się podobno napis: „Ich heiß Johannes Gleiß, hab diesen Turm schieff gebaut mit Fleiß” (Nazywam się Johannes Gleiß, zbudowałem tę wieżę z należytą starannością). I fajrant, pora na das bier i keinen grenzen. No, tylko ten napis zniknął po wielkim pożarze i przebudowie w 1858 r. Jaka szkoda, nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi?
Fakty są takie, że wieża nie tylko stoi na bakier, ale z każdym dniem pochyla się coraz bardziej. Zaczęło się ponoć niewinnie, najpierw milimetr, potem centymetr, a na końcu z rozmachem – jakby wieża usiłowała na raty spierniczyć z tych całych Ząbkowic (ja tam cię, wieżo, trochę rozumiem).
W tej chwili jej odchylenie od pionu wynosi 2,12 m i ciągle rośnie, jak u wujka Zbyszka po pierwszej godzinie wesela. Niby wszystko jest jasne, ot, fuszerka budowlana, jakich wiele, ale nie w Polsce. W Polsce, jeżeli coś jest krzywe, to musi być KLĄTWA. Albo czary.