Jest tylko jedna rzecz bardziej kłopotliwa od neologizmów w języku polskim: neologizmy w językach obcych. Pojawiło się ostatnio kilka takich, które spędzą sen z oczu największym językowym sigmom. Weźmy enshittification – słowo roku według australijskiego Macquarie Dictionary. Tygodnik „Time” zdefiniował je jako świadome działanie komercyjnej platformy internetowej, której funkcjonalność ulega degradacji (rdzeń tego wyrazu – shit – jasno naprowadza na coś niedobrego), bo gdy już zbierze odpowiednią liczbę użytkowników, zaniedbuje usługi, maksymalizując zysk – kosztem klientów. Skomplikowane, ale do niedawna można to było zobrazować jednym słowem: Twitter. Po dalszej degradacji da się już tylko jedną literą: X. Słowo to dwa lata temu zaproponował kanadyjski pisarz Cory Doctorow, a polski czytelnik – szczególnie ten bardziej odporny na brzydkie wyrazy – może znać niezły rodzimy odpowiednik tego procesu: „gównowacenie”.
Są jednak przypadki jeszcze trudniejsze. Jak segundimorant:a – szwajcarskie słowo roku języka retoromańskiego, które oznacza „właściciela (lub właścicielkę) drugiego domu letniskowego”. Niby rzecz niszowa, ale podobno ma znaczenie w żyjącej z turystyki Gryzonii. U nas „duży” plebiscyt na słowo roku 2024 wygrał znany od stuleci wyraz „koalicja”. Przez ostatnie miesiące używany regularnie, ale też kłopotliwy, bo dwie strony politycznego sporu opisywały rządzący obóz dwiema innymi datami, jako „koalicję 15 października” lub „koalicję 13 grudnia”. Z kolei francuski słownik „Le Robert” odnotował na czele najczęściej wyszukiwanych definicji roku 2024 słowo hubris, nam znane w (przypominającej tę oryginalną, grecką) formie hybris.