Ludzie i style

Legenda o czarciej łapie, czyli dlaczego do Lublina Bóg nie zagląda

Legenda o czarciej łapie Legenda o czarciej łapie Marek Maruszczak / AI / Polityka
Oto dlaczego po dziś dzień Bóg nie patrzy na to, co się dzieje w Lublinie. Nie wącha również, ale to akurat z powodu cebularzy.

Kojarzycie Lublin? Miasto tak ważne, że jego symbolem jest brama KRAKOWSKA. Mogli ją chociaż nazwać Lubelsko-Krakowska dla zachowania pozorów, no ale trudno. W każdym razie przez tę bramę pewnego pięknego dnia przeszła nieszczęśliwa wdowa. Babeczka nie była jednak smutna, bo mąż jej był odwalił kitę. Takie rzeczy się zdarzają, szczególnie w Lublinie.

Wdowa się martwiła, bo pewien magnat próbował ją pozbawić majątku. Magnat wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z magnesem. No, chyba że chodzi o tendencję do przyklejania się do lodówki. Słowem, gość był tłusty jak grzebień na politechnice, a w dodatku obrzydliwie bogaty jak na magnata, czyli szlachcica, który żarł po osiemnastej, jak na bogacza przystało.

Gdyby diabli sądzili

Magnat, jako się rzekło, dysponował nieograniczonymi niemal funduszami. Postanowił więc podzielić się ich częścią ze składem sędziowskim, który miał zadecydować o przynależności majątku nieszczęsnej wdowy. Oczywiście hojność magnata była zupełnie niezwiązana z toczącym się sporem prawnym (mrug, mrug, dźwięk sypanych monet).

Waga i nominał argumentów sprawiły, że sędziowie orzekli jednogłośnie, iż majątek wdowy należy się magnatowi, a wdowa niech spada na rdest ostrokończysty, czyli taki polski bambus. Wdowa się oczywiście załamała, co jest jedną z dwóch standardowych reakcji na wyrok sądu w Polsce. Drugą jest przewracanie się w trumnie, bo większość uczestników spraw sądowych i tak nie doczeka ich rozstrzygnięcia.

Wbrew przyjętej tradycji wdowa nie poprzestała jednak na załamywaniu się oraz rąk. Zamiast tego podniosła larum, co jest ładniejszym określeniem na darcie dzioba. Krzyknęła: „Gdyby diabli sądzili, wydaliby sprawiedliwszy wyrok!”.

Nie zgadniecie, kto tego słuchał. No raczej, że nie Bóg, który wolał rozprawy sędzi Anny Marii Wesołowskiej. Szatan natomiast… O, to inna sprawa. Szatan, jak wiadomo, nie ma pod ziemią zasięgu i ciągle mu telewizor śnieży, więc musi oglądać procesy na żywo zamiast z wygodnej kanapy. Na tym polega piekło.

Szatan nie tylko usłyszał okrzyk wdowy, ale i powiedział: „sprawdzam”. Gwizdnął, świsnął, wybrał międzymiastową i zadzwonił po rogatych kumpli ze wszystkich kręgów piekielnych, to znaczy głównie z Warszawy. Kumple zjechali się błyskawicznie, bo kto by nie skorzystał z okazji, żeby wyrwać się ze stolicy choć na chwilę, nawet do Lublina.

Czytaj też: Lubelacy i wszystkie twarze Lublina

Bóg do Lublina nie zagląda

Pod Lubelski Trybunał Koronny zaczęły podjeżdżać karety jak na premierę nowego filmu Vegi, tylko zupełnie nie chowali ogonów i rogów. Kiedy już wszystkie diabły, czarty i deweloperzy budowlani rozsiedli się wygodnie na miejscach wokół stołu, to zaczęli radzić. Wcześniej oczywiście wyprosili z krzeseł grzecznie, ale stanowczo poprzedni skład sędziowski, który teraz zerkał przez okna na to, czym przyjechali goście, i żałował, że dusze już dawno sprzedał magnatowi.

Diabelski trybunał dość szybko poradził sobie z wyrokiem i, co za niespodzianka, orzekł na korzyść wdowy. Podczas odczytywania decyzji sądu sam szatan oparł się ręką o stół i zostawił na nim wielki tłusty odcisk, bo podczas obrad zajadał się cebularzem. Odcisk ten po dziś dzień jest zresztą widoczny na stole, który znajduje się obecnie w Muzeum Narodowym w Lublinie. Nie żebym się czepiał, ale słyszeliście tam pod Siedlcami o czymś takim jak Pronto?

Odcisk nie był jedyną pamiątką po procesie. Kiedy diabeł skończył odczytywać wyrok, to Jezus Chrystus, czyli w sumie bezpośrednia konkurencja, odwrócił się ze wstydu, żeby nie patrzeć na tę scenę – i tak mu już zostało. Przynajmniej temu konkretnemu na krucyfiksie w Trybunale Koronnym.

Jezus nie wstydził się jednak niesprawiedliwości wyroku, wprost przeciwnie. Głupio mu było przed wdową, no i trochę przed Tatą, że diabli wydali wyrok sprawiedliwszy niż trybunał z jego dziećmi w składzie, którego członkowie złożyli w dodatku bardzo poważne przysięgi, całowali krzyże i w ogóle byli bardzo pobożni. Właśnie dlatego po dziś dzień Bóg nie patrzy na to, co się dzieje w Lublinie. Nie wącha również, ale to akurat z powodu cebularzy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną