W odpowiedzi na dumne listy najbogatszych nasz tygodnik opublikował ćwierć wieku temu poruszający tekst „100 najbiedniejszych Polaków”. Na podobnej zasadzie przed świętami pochylmy się nad tym, co odrzucone – czyli słowem, które nie trafiło do czołówki plebiscytu Młodzieżowe Słowo Roku: wiarozolem. Jak definiuje Obserwatorium Języka i Kultury Młodzieży przy UJK w Kielcach: „Wyimaginowaną substancją, której wysoki poziom wynika z wiary w zwycięstwo zawodnika lub drużyny, której się kibicuje, wiara w sukces, optymizm”. Językowo zbudowaną – dodajmy – z prostego połączenia „wiary” i „aerozolu”.
Jeszcze rok temu o wiarozolu nikt nie pisał. W myśl zasady, że szczęściu trzeba pomóc, grupa kibiców żużlowego klubu KS Apator Toruń zorganizowała więc akcję, żeby to swoje ulubione pojęcie (które, jak piszą, „oddaje pozytywną energię, jaką fani niosą zarówno sobie nawzajem, jak i zawodnikom, niezależnie od okoliczności”) wypromować. Osobna strona na Facebooku zagrzewała do głosowania w konkursie, podczas gdy występom torunian w ostatnich miesiącach towarzyszyły w mediach społecznościowych komentarze w rodzaju: „Mam nadzieję, że już dziś chłopaki zaczęli rozpylać wiarozol na stadionie, żeby wystarczyło na niedzielę”.
Ale słowo powoli wychodziło poza stadiony. Gdy „Gazeta Pomorska” pisała o „naćpanym amfetaminą policjancie”, który prowadził radiowóz, komentowano: „Amfetamina zaraz! Policjanci przedawkowali wiarozol”. U jednego z twitterowych komentatorów na zdjęciu obok butelki czegoś mocniejszego (autor sugeruje, że wiarozol występuje też w płynie) leży sterta prasy z egzemplarzem POLITYKI na wierzchu. Wszystko się tu zgadza: i w sporcie, i w prasie drukowanej bez odrobiny wiarozolu trudno przeżyć.