Drwale i rywale
Drwale i rywale. Skąd to doroczne wielkie halo wokół kanapki z kotletem
Kanapkę Drwala z wielką pompą do swojej sezonowej oferty wprowadziła sieć McDonald’s i co roku robi z tego faktu wydarzenie. Tym razem udekorowała wrocławski lokal kolorowymi światłami, żeby przypominał baśniową kolorowankę (konkurencja odpowiedziała złośliwym memem wygenerowanym przez AI). Doroczny hałas odbija się echem w sieci (ile w tym marketingu szeptanego, nie wiadomo) – jedni nie mogą się doczekać, inni kontestują: że bomba kaloryczna, że są lepsze alternatywy i po co robić wielkie halo wokół kanapki z kotletem.
Historia zna takie przypadki. Burger Drwala wszedł do kanonu niczym emisja filmu „Kevin sam w domu” na Polsacie czy reklamy z konwojem czerwonych ciężarówek, które sprawiają, że święta kojarzą się z coca-colą. W Japonii zaś KFC wykreowano modę na świąteczne wcinanie kurczaka w panierce.
Kanapka z McDonald’s była odpowiedzią na zmieniające się potrzeby klientów. Hamburger, ikona dostatniego zachodniego życia, budził wielkie emocje w latach 90. Jeszcze w PRL można było dostać mielonego w bułce, opartego na imporcie półproduktów, a już w 1992 r. wielkim świętem było otwarcie pierwszego warszawskiego lokalu ze złotymi łukami. Wreszcie dogoniliśmy Zachód! Do dziś otwarcie restauracji na prowincji jest wydarzeniem doniosłym, z udziałem miejscowych elit z proboszczem na czele. Klientela wielkomiejska z klasy średniej stała się zaś bardziej wybredna. Kilkanaście lat temu na ulice wyjechały foodtrucki z potężnymi burgerami kraftowymi, czyli rzemieślniczymi, przeciwieństwem taśmowej produkcji. Pojawiły się też nowe sieciówki.
Kraftowy burger stał się szybko symbolem męskości. Wystrój lokali nawiązuje często do Ameryki, takiej z reklam papierosów, pełnej kowbojów lub harleyowców. Współczesny pracownik biurowy, kowboj klawiatury, może poczuć zew wolności, wgryzając się w potężną bułę.