Oglądaj, pij i kochaj to, co pijesz
Woda z wymoczoną okrą: najmodniejszy napój sezonu. Kranówka odchodzi do lamusa
Trudno powiedzieć, kto zapoczątkował tę specyficzną modę. Prawdopodobnie jak wiele innych mikrotrendów i ona została niepokalanie poczęta na jakimś mikrozasięgowym TikToku lub Instagramie, skąd ścieżką hasztagów i poleceń trafiała na konta coraz popularniejszych influencerów, aż wreszcie przebiła się do portali, gazet i telewizji śniadaniowych. Jedno jest pewne: czasy, kiedy można się było w spokoju nawadniać wodą ze studni oligoceńskiej, kranu lub w ostateczności jakąś butelkowaną mineralką, minęły. Mimo że z jednej strony wyznajemy kulturowo prostotę i lokalność, trudno się tak zupełnie odciąć od potrzeby zażywania nowości – szczególnie gdy kapitalizm każe w to nam grać, a i ciekawość dawno nie prowadzi do piekła, co najwyżej skutkuje stratą czasu lub energii.
Czy tak jest tym razem, trudno orzec, bo nie brak opinii, że kisielowata ciecz z wymoczoną w niej okrą zawiera mnóstwo substancji odżywczych, wspomaga trawienie, stabilizuje poziom cukru we krwi i dokonuje jeszcze kilku innych cudów. Niemal jak woda z Lourdes, chciałoby się rzec.
Generalnie tworzenie najmodniejszego napoju tych tygodni (platforma Pinterest, której istotą jest dzielenie się trendami, odnotowała od września wzrost liczby wyszukiwań frazy „woda okrowa” o 470 proc.) to żadna tam fizyka kwantowa. Kupujesz okrę, kroisz w paseczki i zalewasz wodą wieczorem. Sprawdzasz w internecie, co to jest dokładnie ta okra (roślina uprawiana najczęściej w Afryce i w Indiach, często dodawana do wegetariańskich gulaszy lub smażona w panierce). Idziesz spać. Budzisz się rano. Odcedzasz zielone pozostałości. Widzisz, że woda dokonała transformacji i wygląda jak żel, kisiel lub potwór z jakiegoś filmu science fiction z lat 50. No to siup!
Niektórzy influencerzy twierdzą, że napój jest taki gęsty, ponieważ zespoliły się w nim substancje odżywcze.