Love story w realu
Love story w realu. Czy młode pokolenia są „niezdolne do tworzenia związków”?
Coraz mniej osób chce zawierać małżeństwa, coraz więcej par się rozwodzi (w Polsce już co trzecia). Mimo to kolejne pokolenia wychowują się na filmach Disneya, baśniach, hollywoodzkich love stories z obowiązkowym happy endem, w których dwoje ludzi się poznaje, zakochuje w sobie i tworzy szczęśliwy związek do końca swoich dni – zauważa dr Andrea Newerla, niemiecka socjolożka, badaczka relacji, autorka książki „Nieromantyczni. Miłość i związki w czasach Tindera, czyli jak tworzymy nowe formy intymności”. Czy romantyczna wizja miłości jest iluzją, za którą gonimy na próżno? Zdaniem socjolożki robimy błąd, że tyle czasu i energii inwestujemy w miłość romantyczną. Potrzebujemy nawiązywać i podtrzymywać różne relacje. Wiele z nich mogłoby zaspokajać różne nasze potrzeby, włącznie z bliskością, nie mniej efektywnie niż stały związek. Gdybyśmy uniezależnili się od romantycznego wzorca, moglibyśmy uniknąć wielu rozczarowań i frustracji – dodaje Newerla.
Skąd powszechne dziś diagnozowanie pokolenia 20–30-latków jako „niezdolnego do tworzenia związków”? To jeden ze sposobów reagowania na odstępstwa od społecznie przyjętej normy, którą jest bycie w „symbiotycznej” relacji, jeden na jeden – wyjaśnia badaczka. Decyzję o zaangażowaniu w „poważny” związek uważamy dziś za deklarację gotowości do ustabilizowanego, dorosłego, dojrzałego i odpowiedzialnego życia. Z tego powodu również osoby bez pary doświadczają single shamingu, przykleja im się łatkę niezdolnych do utrzymania związku, zarzuca nieumiejętność dostosowania się do oczekiwań drugiej osoby.
A wszystko dlatego, że na poziomie organizacyjnym i logistycznym społeczeństwo czerpie korzyści z naszej romantycznej fiksacji: związek dwojga zakochanych ma szansę przekształcić się w rodzinę, co oznacza przyjęcie na siebie konkretnych funkcji i obowiązków.