Owce płyną z hal
Owce płyną z hal. Redyk: widowiskowy, malowniczy, kochany przez turystów
Jest wcześnie rano, mgła ciężko wisi nad szosą. Nic nie widać na odległość metra. Z oddali słychać jedynie dźwięk dzwonków, szczekanie psów i nawoływania. Nagle z tej zawiesiny wychodzą oni. Z przodu dumnie baca z juhasami, a za nimi niekończące się stado owiec, jedna przy drugiej. Jak fala otaczają zatrzymane na drodze samochody, aby je ominąć i popłynąć dalej. To redyk, który odbywa się dwa razy do roku: wiosną, kiedy owce prowadzone są na górskie hale i tam wypasane podczas ciepłych miesięcy, oraz jesienią, kiedy są sprowadzane do gospodarstw na zimę. Redyk tradycyjnie rozpoczyna się 23 kwietnia, w dzień św. Wojciecha, a kończy 29 września, w dzień św. Michała Archanioła.
Baca Józef Klimowski wypasa owce we wsi Czarne w Beskidzie Niskim. Na halach nudy nie ma. Pobudka przed czwartą rano. Potem pierwsze dojenie owiec i przygotowanie mleka do robienia oscypków czy bundzu. I tak dwa razy dziennie, po każdym dojeniu. Około godz. 22 jedni idą spać, inni z pomocą kilku psów, głównie owczarków podhalańskich, pilnują stada. Na zmianę. I czujnie, bo owce trzeba chronić przed wilkami. Józef Klimowski w redykach uczestniczy od dziecka; to rodzinna tradycja. Tata był bacą, sam Klimowski jest nim od ponad 40 lat. Swój pierwszy redyk poprowadził w połowie lat 80. – Dla bacy to uciecha – mówi z przekonaniem.
Od lat przemierza tę samą, najdłuższą z redyków trasę. Prawie 200 km przez góry, drogi, pastwiska. Pięć dni na nogach. A po ciężkiej wędrówce, w odświętnych strojach, przy akompaniamencie muzykantów i tłumów, ostatniego dnia wraz z juhasami uroczyście wchodzą do Nowego Targu. Dla nich to święto, dla turystów moment, o którym trudno zapomnieć. W tym roku baca Józef Klimowski planuje wkroczyć do Nowego Targu w niedzielę 13 października. Potem stado zostanie zagonione na pastwisko, a gospodarze będą mogli odebrać swoje owce.