Perfekcyjne panie domu przypuściły jakiś czas temu szturm na social media. Czy po to, żeby zaistnieć w świadomości społecznej inaczej niż gospodynie domowe? Zaprzeczyć popularnemu osądowi, że „dbanie o dom to nie praca”? To bardziej skomplikowane. Jak wiadomo, prowadzenie domu to, owszem, praca, tyle że niewidzialna i niedoceniana, choć, jak wyliczono, warta mniej więcej jedną trzecią PKB. Dla wielu aktywnych zawodowo kobiet obowiązki domowe są jak drugi, nie zawsze lubiany, etat. Tymczasem pojawił się ktoś, kto mówi: po co ci tyle stresu. Skup się na domu, piecz ciasta, dekoruj pokoje, noś ładne sukienki. Zyskaj czas dla rodziny.
Styl życia tradwives budzi jednocześnie fascynację, podziw, ale – zwłaszcza ostatnio – również współczucie. Tradycyjne żony niepokoją tym, że za naturalne uważają pełną zależność od mężów. Pokazała to niedawno dość wyraźnie afera z Hannah Neeleman, znaną jako Ballerina Farm. Neeleman stała się bohaterką reportażu Megan Agnew, dziennikarki brytyjskiego dziennika „The Times”. To opowieść o tym, jak niedoszła balerina po prestiżowej Juilliard School zrezygnowała z marzeń o karierze, gdy w wieku 21 lat wyszła za mąż za dziedzica fortuny zbitej na liniach lotniczych Jet Blue. Szybko pojawiły się dzieci, aktualnie para ma ośmioro pociech i nie powiedziała w tej kwestii ostatniego słowa.
Neelemanowie są mormonami, co nie jest bez znaczenia, bo to społeczność znana z hołdowania tradycyjnym wartościom i stawiania rodziny ponad wszystko. Od lat żyją na okazałej farmie w stanie Utah, produkują i sprzedają własne sery, mąkę, mięso, ręcznie robione świece, a nawet… stoły, identyczne jak ten, który stoi u nich w jadalni. Uroczy biznes? Raczej doskonale prowadzona korporacja, która zarabia dzięki wizerunkowi „tradycyjnej amerykańskiej rodziny”.