Energetyczny dodatek
Energetyczny dodatek: czerwony akcent w wystroju wnętrz. Ten trend podbija sieć
Można mieć mieszane uczucia w związku z Unexpected Red Theory, wiralowym trendem zainicjowanym w sieci przez architektkę wnętrz Taylor Migliazzo Simon. Jej hipoteza jest następująca: jeżeli do dowolnej przestrzeni wstawimy przynajmniej jeden czerwony akcent, całe wnętrze automatycznie będzie wyglądało lepiej, a więc – jak można podejrzewać – będzie bardziej harmonijne czy, jak to często określają projektanci wnętrz, „bardziej ustawione”. Projektantka przytacza liczne potwierdzające tę teorię przykłady z różnego typu miejsc: od budżetowej kawalerki, w której znalazła się lampka z czerwonym abażurem, po luksusową łazienkę z dwiema umywalkami wyglądającymi, jakby kosztowały tyle, ile wynoszą kwartalne zarobki przeciętnego Polaka. Czy to w ogóle ma prawo zadziałać?
Sam zmieniłem zdanie na temat czerwieni we wnętrzach pod wpływem sceny z „Kapitana Ameryki”: naukowiec złapany przez aliantów, pracujący dla złowieszczej organizacji Hydra, wchodzi do pokoju przesłuchań – sterylnej, pozbawionej jakichkolwiek cech charakterystycznych i oświetlonej zimnym światłem przestrzeni. Nagle jego wzrok przykuwa niewielki detal: na szarej wykładzinie podłogowej dostrzegł kilka soczyście czerwonych kropli, najpewniej krwi. Chwilę później do sali wchodzi przesłuchujący, a cyniczny naukowiec staje się dziwnie chętny do współpracy. Odtąd nieświadomie zacząłem wyłapywać czerwień, gdziekolwiek spojrzałem.
W nowym projekcie Agaty Kurzeli, piekielnie utalentowanej polskiej architektki pracującej w Abu Zabi, w stonowanym, szaro-brązowo-złotym Miejskim Biurze Zamówień Publicznych znalazły się dwa czerwone fotele. Czerwone są także drzwi wyremontowanego XIX-wiecznego siedliska Ostoja Idea, pokazanego w ostatnim numerze magazynu „Salon”.