Ludzie i style

Kobieta z kotem, czyli Trump, Taylor i Kamala. Tak, to zdjęcie może zmienić bieg historii

Taylor Swift Taylor Swift Taylor Swift / Instagram
Po debacie prezydenckiej Kamali Harris i Donalda Trumpa głos zabrała Taylor Swift. Czy królowa tras koncertowych wpłynie na wynik wyborów?

Kto uważnie śledzi karierę Taylor Swift, ten doskonale wie o jej zdolnościach medialnych. Piosenkarka i autorka wie, jak ważne są odpowiednie gesty w odpowiednim momencie – od czasów, gdy padła ofiarą mizoginistycznego wybryku Kanyego Westa i została współbohaterką jego memicznej kariery, stara się podchodzić do swojej memosfery z inżynierską precyzją. Przykładem jest ogłaszanie premier płytowych w czasie odbierania branżowych nagród; przy okazji wysyła subtelne sygnały do fanek – na czerwony dywan nagród Grammy zabrała koleżankę Lanę Del Rey, ubraną na czarno, by kontrastować z białą suknią Swift, w ten sposób przekazując zakodowaną wiadomość, że zapowiedziany album będzie podwójny.

Ta zabawa w podrzucanie fragmentów puzzli to frajda dla fanek, ale kiedy trzeba, piosenkarka zajmuje stanowcze stanowisko. Tak było, gdy pozwała o symbolicznego dolara sprawcę molestowania seksualnego. To sprawia, że słuchaczki często oczekują, że coś powie, i są rozczarowane milczeniem – jak po odwołaniu koncertów w Wiedniu z powodu odkrycia spisku terrorystycznego. Swift zabrała głos dopiero po zakończeniu trasy w Londynie, tłumacząc ten brak komunikacji protokołami bezpieczeństwa wdrożonymi dla uczestników brytyjskich koncertów.

Taylor Swift: kobieta z kotem

Jedni to rozumieją, inni kręcą nosem. Podobnie jest z zaangażowaniem Swift w kwestie polityczne. Odkąd ze startu w amerykańskich wyborach zrezygnował Joe Biden, a w rolę kandydatki Demokratów i przeciwniczki Donalda Trumpa weszła Kamala Harris, fanki czekały. W końcu brytyjska piosenkarka Charlie XCX z miejsca poparła Kamalę, na co więc czeka Taylor? Inne rozumiały, że ma na razie na głowie inne rzeczy, takie jak zakończenie wyczerpującej europejskiej trasy, i zamiast czekać na gwiazdkę z nieba, założyły inicjatywę „Swifties for Kamala”, zajmującą się zbieraniem wpłat i promocją kandydatki.

Tymczasem kampania prezydencka doszła do punktu kulminacyjnego – debaty Harris i Trumpa. Dyskusje o tym, czy lepiej wypadła empatyczna i rzeczowa kandydatka, czy zafiksowany na nienawiści człowiek walczący głównie o to, żeby końca życia nie spędzić w więzieniu, zostawię innym, bo wszystkie te debaty o debacie okazały się nieważne wobec precyzyjnego memetycznego uderzenia Taylor Swift. Na Instagramie umieściła swoje zdjęcie z kotem, pochodzące z sesji fotograficznej autorstwa Inez van Lamsweerde i Vinoodh Matadin, gdy została osobą roku 2023 magazynu „Time”, i komunikat do fanek, niepozostawiający żadnych wątpliwości.

Napisała, że obejrzała debatę, i zachęciła do własnych badań przed wyborami, podkreślając znaczenie świadomego wyboru. Ale postawiła sprawę jasno:

„W wyborach prezydenckich w 2024 r. oddam swój głos na Kamalę Harris i Tima Walza. Głosuję na Harris, ponieważ walczy o prawa i sprawy, które według mnie potrzebują wojowniczki, aby je wspierać. Uważam, że jest utalentowaną liderką, wierzę, że możemy osiągnąć znacznie więcej w tym kraju, jeśli będziemy kierowani przez spokój, a nie chaos. Byłam bardzo zbudowana i pod wrażeniem jej wyboru na kandydata na wiceprezydenta Tima Walza, który od dziesięcioleci opowiada się za prawami LGBTQ+, zapłodnieniem in vitro oraz prawem kobiet do decydowania o własnym ciele”.

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez Taylor Swift (@taylorswift)

Trump, Musk i jesień dziwnych ludzi

Piosenkarka nawiązała też do wybryku Trumpa, który rozpowszechniał wygenerowane przez AI plakaty sugerujące, że popierają go fanki Swift. Ten akt dezinformacji podała jako jeden z powodów, dla których zdecydowała się na wyrażenie swojego zdania. Przypomniała też młodszym wyborcom o konieczności zarejestrowania się przed głosowaniem i podała odpowiednie odnośniki. Ta „edukacja młodych wyborców” to powód, dla którego wielu lekceważy fandom Swift, traktując go wciąż jak małe dziewczynki. Tymczasem większość fanek to jej równolatki; dorosły razem z nią, a na koncerty zabierają dziś swoje córki.

No właśnie, wpis został podpisany: „Z miłością i nadzieją, Taylor Swift, bezdzietna kociara”. To ironiczna odpowiedź na słowa J.D. Vance’a, partnerującego Trumpowi kandydata na wiceprezydenta, który w wywiadzie opisał polityczki Demokratów (w tym Harris) jako grupę „bezdzietnych kociar, które są nieszczęśliwe z powodu swojego życia i dokonanych wyborów, więc chcą, aby reszta kraju też była nieszczęśliwa”. Uznał, że kto nie posiada biologicznych dzieci (Harris jest „mamalą” dwójki nastolatków swojego męża), nie będzie troszczył się o przyszłość kraju. To jeden ze sposobów, w jaki prawica instrumentalnie traktuje dzieci.

Po ogłoszeniu Taylor Swift głos zabrał Elon Musk, znany ze swojej obsesji na punkcie prokreacji i złego traktowania własnego potomstwa, a także miłośnik Trumpa. W poście w swoim serwisie X (którego nie ma już sensu nazywać dawną nazwą Twitter) napisał: „Dobrze, Taylor... wygrałaś... dam ci dziecko i będę bronił twoich kotów własnym życiem”.

Obrzydliwy wpis z „propozycją” zapłodnienia obcej kobiety pokazał, że Musk jest najdziwniejszym z dziwnych ludzi – i to samo trzeba powiedzieć o jego fanach. Warto zwrócić uwagę na ten kontrast w wypowiedziach zwolenników Trumpa/Vance’a i Harris/Walz. Ci pierwsi mówią językiem nienawiści i dezinformacji, ci drudzy o nadziei i konkretnych rozwiązaniach. To nienawiść, która rozlewa się po świecie, tym samym językiem mówi kibicująca Trumpowi (i Muskowi) polska prawica. A w czasie debaty Harris nie zapomniała o Polsce – i o naszym zagrożeniu putinowską agresją, którą umożliwiłyby rządy Trumpa.

Żyjemy w czasach niepewności i to jedna rzecz, której można być pewnym. Nie będę zatem przesądzał, czy zdjęcie kobiety z kotem może zmienić bieg historii, ale nie zdziwię się, że tak się właśnie stanie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną