Między wodą a ziemią
Morze Wattowe: niezwykłe miejsce między wodą a ziemią. Bierz łopatę i odpocznij
Spektakl zaraz się zacznie. Widzowie zajmują miejsca na ziemnym wale ponad plażą w Utersum, wsi na zachodnim krańcu niemieckiej wyspy Föhr w archipelagu Wysp Fryzyjskich. Kolorowe kosze plażowe są o tej porze puste. Tylko kilka osób siedzi na piasku, opierając się o nie plecami. Reszta wybrała miejsce na podwyższeniu lub pobliskim molo, by nikt im nie zasłaniał. Zachód słońca nad morzem zawsze jest piękny, któż nie ma w telefonie dziesiątek zdjęć z takim widokiem? Ale zachód nad Morzem Wattowym – z kolorowymi chmurami odbijającymi się w tafli wody tak cieniutkiej, że ledwo zakrywa pomarszczone dno – jest wyjątkowym przeżyciem.
Gdy czerwona kula słońca zniknie już za horyzontem, ruszamy do sąsiedniej wsi Nieblum. Pieszo trasa zajęłaby półtorej godziny, ale na wypożyczonych rowerach pokonujemy ją w 25 minut. Tu plaże i morze będziemy mieć tylko dla siebie. Noc spędzimy zamknięci w wiklinowym koszu plażowym, zaprojektowanym tak, że mieści wygodne łóżko. Na Föhr jest takich pięć. Budzimy się przed świtem. Szum morza gdzieś zniknął, zniknęło też samo morze – podczas odpływu cofnęło się daleko, odsłaniając połać piasku pożłobionego w charakterystyczne falki, kręgi, półksiężyce i nieregularne kształty. Nieco dalej pasy mielizn przeplatają się z nieckami, w których utrzymała się odrobina wody. Na tym właśnie polegają osuchy (niem. Watten): podczas przypływu są mieliznami, odpływy zaś odsłaniają rozległe łachy piasku i błota.
Po gładziutkiej tafli przechadzają się sieweczki i mewy, nieco później w oddali pojawia się sylwetka promu. Aby mógł przepłynąć na sąsiednią wyspę, w morzu trzeba regularnie przekopywać kanał. O tym, że Morze Wattowe to nie tylko piękny, wyjątkowy krajobraz, ale też cenny ekosystem, rozmawiamy z Frederikiem, wolontariuszem z Schutzstation Wattenmeer w miejscowości Wyk.