Polacy są narodem ponuraków, więc mają jedno słowo na uśmiech, tymczasem w angielskim istnieją rozmaite określenia. Jednym z nich jest „smirk”, jak tłumaczy to słownik oxfordzki: „głupawy i nieprzyjemny uśmiech, który pokazuje, że osoba jest z siebie zadowolona, wie coś, czego inni ludzie nie wiedzą”. Taki nieco złośliwy uśmieszek, który nie drażni u postaci z anime, wręcz podkreślając jej charakterek, ale gdy widzimy go u jakiegoś faceta, wydaje się strasznie irytujący, chciałoby mu się zmyć ten uśmieszek z twarzy.
I właśnie taki wyraz twarzy ma aktor Kevin James na zdjęciu promocyjnym z serialu „Diabli nadali” („The King of Queens”, emisja 1998–2007). Irytuje zresztą całą mową ciała – opiera się o kuchenny blat, trzyma ręce w kieszeniach, jest lekko zgarbiony, misiowate ciało kryje pod koszulą w kratę. To jeden z ostatnich telewizyjnych „working class hero” – bohaterów z klasy pracującej, którzy mieli piękne żony i domki na przedmieściach. Może to jest przyczyna jego samozadowolenia – ziszczony amerykański sen, o którym dzisiejsi milenialsi nie śmią nawet marzyć. Dziś ten rodzaj humoru prezentowanego przez serial – konflikt małżeński w stylu „facetów z Marsa, kobiet z Wenus” – odszedł do lamusa.
I taki właśnie mem z odzysku krąży po sieci, pełniąc tę samą funkcję co „smutna żaba Pepe” czy inne rysunkowe twarze pełne różnych emocji. Służą do ilustrowania wpisów, podkreślając nastrój osoby piszącej, a w czasie kłótni w internecie wykłada się je niczym karty w grze Pokemon; oto wybieramy sitcomowego cwaniaka z Queens, żeby zdenerwował adwersarza.
Być może to początek większego zjawiska. W ślady fotki Kevina Jamesa poszły zdjęcia z sesji Erika Stonestreeta w roli Camerona Tuckera, męża (i ojca) z homoseksualnego małżeństwa w serialu „Nowoczesna rodzina”.