Mają to pod nosem
Mają to pod nosem: podkowę, ołówek albo chevron. Wąsy wróciły do łask
Gdy rozdawano w tym roku Oscary, jedni interesowali się werdyktem, inni toaletami pań, a jeszcze inni – wąsami. W analizującym branżę filmową piśmie „Variety” ukazał się tekst doradzający najmodniejszy typ wieczorowego zarostu, zaś na samej gali prym wiedli Pedro Pascal (chevron) i Austin Butler (niezdecydowany – być może hodowana podkowa). Wprawdzie autorzy rankingów nie różnicowali bród i wąsów, ale przecież nikt nie jest idealny, a niektóre typy wąsów – jak właśnie spopularyzowany przez Freddiego Mercury’ego chevron – dobrze wyglądają z dodatkiem w postaci zarostu pod dolną wargą.
Ten model pełnego wąsa oraz jego bliscy krewniacy, jak walrus („na morsa”) czy painter’s brush („pędzel malarza”), to klasyk, jak dobrze skrojony garnitur. O ile painter’s brush jest dość neutralnym stylem, o tyle toothbrush już nie. Dość powiedzieć, że poza Charliem Chaplinem nosił go Adolf Hitler. Inne warianty wąsa to lampa (bo przypominają abażur), podkowa (opadające w dół), ołówek (cienki, występuje w wariancie prostym i zakręconym na końcu; patrz: Salvador Dali), handlebar (jak kierownica w rowerze) i angielskie (odsłaniające rynienkę przynosową w całości lub części).
O ile język angielski jest tu obrazowy i precyzyjny, o tyle polszczyzna wprowadza zamieszanie. Nasz „sumiasty wąs” jest gruby, długi i konkretny (jak „na morsa”), podczas gdy wąsy samego suma są co prawda długie, ale cienkie. No cóż, gdyby babcia miała wąsy…
Wróćmy jednak do znaczenia zarostu w kulturze. Od dekad z dumą swojego chevrona nosi Tom Selleck i ten styl stał się nawet obiektem żartów w serialu „Przyjaciele”, gdy zakompleksiony Chandler uznał, że gęsty wąs bohatera granego przez Sellecka to sekret jego męskiego czaru i próbował go skopiować.