Za niespełna trzy miesiące, 24 marca, polska drużyna ma w Moskwie stanąć naprzeciwko Rosji i postarać się o zwycięstwo w pierwszym etapie rozgrywki barażowej o awans na katarski mundial. Szanse nie są zbyt duże, tym bardziej że szczęście musi być podwójne, bo na zwycięzcę tego meczu czekać jeszcze będzie lepszy z pary Szwecja–Czechy.
Tymczasem Portugalczyk Sousa, który w styczniu obchodziłby rocznicę powołania go na selekcjonera, mówi pas i chce wyfrunąć bardzo daleko, bo do Brazylii. Mniej ważne jest teraz, czy będzie to Flamengo z Rio de Janeiro, czy też Internacional Porto Alegre. To, że rozmowy były (są?) prowadzone z dwoma klubami, świadczy o tym, że nasz złotousty trener miał pilną potrzebę pożegnania się z Robertem Lewandowskim i jego kolegami.
Paulo Sousa: dziękuję, jadę do Brazylii
Kadra pod jego rządami ponoć rosła, choć nie na tyle, żeby uporać się z Węgrami, którzy wcześniej musieli spisać na straty eliminacje. Dzisiaj tę zawstydzającą porażkę i, co za tym idzie, brak prawa do gry na własnym stadionie w pierwszym meczu można zinterpretować szerzej niż w listopadzie. Wtedy byliśmy wściekli, że Paulo Sousa dał wolne Robertowi Lewandowskiemu i innym podstawowym zawodnikom. Dzisiaj uzasadnione jest pytanie o to, czy Sousie w ogóle zależało na dobrym wyniku. Przecież po takiej wpadce powinien zrobić wszystko, by pokazać, że i tak uda się wykupić bilety na mundial. Tymczasem facet mówi: bardzo dziękuję, jadę do Brazylii.
W sztabie, który chce zabrać ze sobą, nie ma właściwie żadnego Polaka. Trudno w tej sytuacji mówić o jakiejś elementarnej ciągłości pracy. Sousa jest człowiekiem inteligentnym i doskonale wie, co robi. Nowy prezes nie zapałał do niego taką miłością jak poprzednik. Łatwiej go wystawić do wiatru. To co, że PZPN nie zgadza się na razie na rozwiązanie umowy i odpowiednie argumenty są zapisane w poszczególnych paragrafach kontraktu?
Cezary Kulesza pod ścianą
Ale załóżmy, że Sousa i jego ludzie zostają. Jak ma wyglądać praca reprezentacji? Czy przekona zawodników do tego, że robi wszystko, by osiągnąć cel? O kibicach nie mówię, bo u nich chyba tylko mistrzostwo świata odbudowałoby reputację trenera. A więc faktycznie Cezary Kulesza jest pod ścianą. No chyba że spodziewał się tego ruchu i w najbliższych dniach wprowadzi swojego człowieka. Oby już tylko wzorem Bońka nie powtarzał, że na temat jego kandydata ludzie z branży mówią: Czarek – top.