Miała pełne prawo nie unieść ciężaru tego finału, rozsypać się emocjonalnie. Zwłaszcza że odkąd tydzień temu nie dała w jednej ósmej finału najmniejszych szans faworyzowanej Simonie Halep, według powszechnej opinii tenisowych znawców stała się kandydatką numer jeden do zwycięstwa w całym French Open.
Sytuacja była więc dość dwuznaczna: Iga startowała do turnieju okopana daleko w szóstej dziesiątce kobiecego rankingu, co teoretycznie wyznaczało granicę jej możliwości co najwyżej na trzecią–czwartą rundę. A nagle stała się murowaną faworytką. Niby ćwierćfinał i półfinał też okrzyknięte byłyby sukcesem, ale z drugiej strony – za rywalki miała kwalifikantki dużo niżej notowane i w każdym tenisowym aspekcie od niej słabsze. A gdy na papierze trzeba wygrać, to w życiu bywa odwrotnie.
Czytaj też: Tenis. Bogacze i rzemieślnicy
Pierwszy set nie był łatwy
Przeszła przez ten turniej jak burza, nie tracąc ani jednego seta i spędzając na korcie średnio niewiele ponad godzinę. Finał był bez wątpienia dla Igi najtrudniejszą z przeszkód (no ale w końcu od tego są finały), przynajmniej dopóki kontuzja uda pozwalała Sophii Kenin angażować się na 100 proc.
Trochę szkoda, że Amerykanka zgasła na początku drugiego seta, zresztą już wcześniej odpuszczała sobie bieganie do świetnych dropszotów w wykonaniu Polki. Pierwszy set nie był dla Igi łatwy, świetną grę przeplatała złymi zagraniami, serwis ewidentnie jej nie służył, ale nawet stracona szansa na zamknięcie seta przy pierwszej okazji jej nie zdeprymowała. Wzięła się w garść i w najważniejszych momentach była pewna i opanowana. To zadziwiająca dojrzałość, zważywszy na wiek Igi i fakt, że w dorosłym tenisie jest ledwie drugi sezon. Ktoś powie: to cecha mistrzów.
Niewiarygodna metamorfoza
Ci, którzy ją znają, twierdzą, że zwycięstwa Igi w wielkich turniejach były kwestią czasu. Jeśli chodzi o tenisowy kunszt, wszystko już miała. Problemem była głowa, bo jeszcze zbyt często w trakcie meczów Iga dawała się ponieść emocjom, a monologi, jakie wygłaszała pod nosem na korcie, ewidentnie nie pomagały. Sama dla siebie była zbyt surową cenzorką, co podkopywało pewność siebie, a co za tym idzie: pewność wyborów, ruchów i decyzji podejmowanych w trakcie meczu i w efekcie uciekały punkty, a z nimi gem, set mecz.
Metamorfoza, jaką przeszła na oczach całego kibicowskiego tenisowego świata na jednej z jego czterech najbardziej prestiżowych scen, jest niewiarygodna. Jakby nagle sięgnęła po jakiś alchemiczny sekret czystej głowy, nierozpamiętywania błędów, koncentrowania się – niczym swego czasu mistrz Małysz – tylko na najbliższym skoku. Ale wiadomo, że nie alchemiczna była to sprawka, tylko efekt współpracy z psycholog Darią Abramowicz.
Czytaj też: Passent z Fibakiem o polskich tenisistach
Iga jeszcze wiele pokaże
Jeśli zdrowie dopisze, Igę czeka świetlana przyszłość. Pokazała w trakcie tego turnieju tak dojrzały, różnorodny i inteligentny tenis, że nie ma żadnych wątpliwości, iż jest w stanie wygrać z każdą rywalką, jaką napotka na drodze. Najwięksi tenisowi fachowcy nie mają w tej kwestii żadnych wątpliwości.
Na zawroty głowy związane z uderzeniem nagłej popularności i pieniędzy wydaje się uodporniona. Tylko że przeciwniczki będą teraz wychodziły za nią z innym nastawieniem: bij mistrzynię. Mistrzyni Iga Świątek. To brzmi pięknie.
Czytaj też: Nie ma siły na Igę. Jest finał Roland Garros!