Minione dni upłynęły na spekulacjach, kiedy turniej zostanie ostatecznie rozegrany. W dotrzymanie pierwotnego terminu nikt nie wierzył. Dziś ustalono nowy: od 11 czerwca do 11 lipca 2021 r.
Czytaj też: Zawodnik Covid z numerem 19 na koszulce
Euro 2020 zimą? Bez szans
Jedna z szanowanych angielskich gazet doniosła niedawno, że w grę wchodzi nadchodząca zima – byle dotrzymać tegorocznego terminu mistrzostw. Ale dla wszystkich było oczywiste, że to nierealne: gra zimą to żadna przyjemność, zwłaszcza przy obecnej formule mistrzostw, która zakłada organizację rozgrywek w 12 miastach rozrzuconych po całym kontynencie – m.in. w Petersburgu, gdzie zimową porą panują mało sprzyjające okoliczności przyrody dla futbolu i oglądania go na żywo.
Nie bardzo było też wiadomo, jak krajowe ligi musiałyby dostosować swoje rozgrywki, by zrobić w kalendarzu miejsce na Euro. A ich interes jest w obecnym kryzysie na pierwszym miejscu. Lista priorytetów jest jasna: najpierw trzeba dokończyć rozgrywki ligowe i pucharowe – choćby w jakiejś niesprecyzowanej jeszcze, uproszczonej formule, bo dynamika rozwoju sytuacji i kolejnych zakazów wywołanych epidemią jest nieprzewidywalna. Bo dzięki temu będzie jasne, które drużyny z poszczególnych państw zakwalifikowały się do pucharów w następnym sezonie, jakie kluby spadły, a jakie awansowały.
Czytaj też: Ważne imprezy pod znakiem zapytania
Decyzje palcem na wodzie pisane
Wszystkie obecne ustalenia są wciąż pisane palcem na wodzie. Na przykład nowe daty finałów europejskich pucharów – Ligi Europy 24 czerwca (w Gdańsku) oraz trzy dni później Ligi Mistrzów – oznaczają tylko tyle, że mecze te odsunięto w czasie tak daleko, jak to możliwe, biorąc pod uwagę konstrukcję piłkarskich kontraktów kończących się 30 czerwca. Trzeba się liczyć z tym, że te mecze zostaną rozegrane pod rygorem wyjątkowych środków bezpieczeństwa, być może bez udziału publiczności, czyli w surrealistycznym dla piłki nożnej otoczeniu.
Futbol jest rozrywką dla milionów, a w miarę rozwoju epidemii koronawirusa cierpliwość ludzi zmuszonych do całkowitego postawienia na głowie dotychczasowego trybu życia oraz rezygnacji z wielu oczywistych przyjemności będzie wystawiana na coraz cięższą próbę. Psychologowie społeczni zresztą ostrzegają, że stres związany z nieoswojonymi lękami – nie tylko wywołanymi czarnym scenariuszem perturbacji zdrowotnych, zawodowych, finansowych, ale też zupełnego odcięcia od życiowych odskoczni – odciśnie na naszym zdrowiu silne piętno.
Złe informacje nadchodzące z futbolowego czy szerzej: ze sportowego podwórka oczywiście nie są w sytuacji stanu wyjątkowego najważniejsze. Ale tylko potęgują stan niepewności. Najgorsze jest to, że dzisiejsze postanowienia, i tak już wyjątkowo radykalne w świecie sportu, to nie musi być koniec złych wiadomości. Tak serio – kto wierzy, że koronawirus zniknie z naszego życia do ostatnich dni czerwca? A póki będzie się tlił, odważnych do zapalenia zielonego światła dla zawodowego sportu może być bardzo trudno znaleźć.
Czytaj też: Dlaczego futbol powoduje takie patriotyczne wzmożenie