Jeśli spojrzymy na listę najlepiej zarabiających twórców na YouTubie, którą co roku udostępnia „Forbes”, dowiemy się, że jedna grupa radzi sobie lepiej niż inne. Są to dzieci. Materiały młodych twórców, takich jak Ryan Kaji, który zaczął karierę jako trzylatek, mogą przynieść nawet 26 mln dol. zysku. Ale popularność kanałów tworzonych przez młodych i dla młodych może wkrótce przejść do historii. W styczniu YouTube wprowadził przepisy, które sprawią, że wszyscy twórcy będą musieli sami siebie zapytać: dla kogo opłaca się robić wideo.
Czytaj także: YouTube, największa ambona Kościoła
Reklama do dziecka dopasowana
We wrześniu 2019 r. amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) nałożyła na YouTube′a 170 mln dol. kary za nieprzestrzeganie COPPA (Children′s Online Privacy Protection Act), ustawy obowiązującej od 2000 r., dbającej o ochronę prywatności i sposób zbierania danych dzieci (według amerykańskiego prawa to osoby poniżej 13. roku życia) w sieci. Uwagę na działalność YouTube′a zwróciły organizacje pozarządowe, wskazując, że platforma bez pozwolenia rodziców gromadzi takie dane jak numer IP czy lokalizacja.
YouTube rzeczywiście nigdy nie przestrzegał przepisów, o czym świadczy chociażby to, że przy filmach skierowanych do dzieci pojawiały się spersonalizowane reklamy. A reklamodawcy bardzo lubili te materiały – bo były bezpieczne wizerunkowo i oglądane nawet cztery razy częściej niż te przeznaczone dla dorosłych widzów.
Czytaj także: AbstrachujeTV bije rekord Polski na YouTube
YouTube zaostrza zasady
YouTube zapłacił karę, ale i zapowiedział, że w 2020 r. wprowadzi nowe przepisy, na mocy których twórcy będą musieli określać, do kogo kierują dany materiał. Jeśli tego nie zrobią – zostanie przypisany do kategorii (dla dzieci, dla dorosłych) w sposób automatyczny. W dodatku materiały z kategorii „dla dzieci” obejdą się bez wielu dodatkowych elementów. Nie będzie spersonalizowanych reklam. Pod filmami nie da się zostawić komentarza ani wciągnąć ich na listę „do oglądania”. Nie będzie się też można zapisać na powiadomienia sygnalizujące, że na kanale został opublikowany nowy klip.
Twórcy stracą też taki dodatek jak karta zamykająca film, na której poleca się inne treści. Zniknie opcja dodawania relacji czy postów na tablicach dla społeczności. A zatem budowanie nowej społeczności okaże się w zasadzie niemożliwe.
Łukasz Stelmach, m.in. twórca kanału „Napisy Końcowe” (opublikował tu materiał omawiający nowe przepisy): – To przede wszystkim skutek chciwości YouTube′a, który od dawna nie tylko pozwalał na publikację, ale wręcz promował materiały wideo przeznaczone dla dzieci, jednocześnie jednak zawierające nieoznaczone lokowanie produktów czy treści dla zdecydowanie starszych odbiorców (była za to krytykowana popularna youtuberka Lele Pons z ponad 15 mln subskrypcji). Kiedy okazało się, że nie można tego robić bezkarnie, błyskawicznie wprowadzono rozwiązania, które mają temu zapobiec. I wylano dziecko z kąpielą.
Czytaj także: Youtuber. Zawód, który porywa tłumy
Kucyki Pony już nie dla dorosłych
Na platformie jest cała masa bezpiecznych i wartościowych materiałów dla dzieci, które teraz będą miały problem z budowaniem swojej publiki czy dotarciem do niej. Kontrowersje budzą nie tylko mniejsze możliwości takich kanałów, ale i trudności z określeniem, kto powinien się na takie oznaczenia zdecydować. Nie zdefiniowano precyzyjnie, czym właściwie są „materiały przeznaczone dla dzieci”. Na stronie YouTube′a można przeczytać, że powinno się wziąć pod uwagę, „czy dzieci są docelową lub faktyczną grupą odbiorców”, „czy w nagraniu występują nieletni aktorzy lub modele”, „czy film pokazuje aktywności, które mogą być interesujące dla dzieci, na przykład odgrywanie ról, śpiewanie prostych piosenek, granie w nieskomplikowane gry lub naukę na poziomie wczesnoszkolnym”.
Wszystko to wygląda jeszcze w miarę logicznie. Ale potem pojawia się podpunkt: „czy w filmie pojawiają się postacie, celebryci lub zabawki, które mogą być interesujące dla dzieci, w tym postacie z kreskówek”. Dla wielu twórców to problematyczne. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z dorosłymi, którzy tworzą własne kreacje z LEGO (z myślą o dorosłych odbiorcach), czy widzami, którzy wracają do ulubionych kreskówek z dzieciństwa albo – co też się zdarza – są fanami „Małych Kucyków”.
Trudno też powiedzieć, czy recenzje filmów animowanych powinny być oznaczone jako przeznaczone dla dzieci. Zaniepokojeni są także niezwykle popularni youtuberzy zajmujący się omawianiem i pokazywaniem gier komputerowych, zwłaszcza popularnych wśród wszystkich grup wiekowych, jak „Minecraft”.
Czytaj także: Jak żyją zagrajmerzy
Mogłoby się wydawać, że aby ominąć kłopotliwe przepisy, wystarczyłoby wszystkie filmy oznaczyć jako materiały dla dorosłych z założeniem, że najwyżej zobaczą je dzieci. Ale jeśli FTC znajdzie taki film i dowiedzie, że materiał lub kanał został z premedytacją źle oznaczony, to może nałożyć na twórcę nawet 40 tys. dol. kary (za jeden niewłaściwie oznaczony filmik!). Przy czym specjalistyczna prasa wskazuje, że ze względu na liczbę materiałów na YouTubie FTC skoncentruje się na dużych kanałach, na ich przykładzie pokazując konsekwencje niestosowania przepisów.
YouTube uspokaja, twórcy mają obawy
Paweł Opydo, podcaster i youtuber, uważa, że obawy są przesadzone. – Trochę naiwne jest myślenie, że YouTube nie wie, co robi. Że wytnie sobie jakąś znaczną część zarabiającego kontentu i wyrzuci do kosza część twórców. Wszędzie się podkreśla, że materiały dla dzieci to bajki, czytanki, czyli ogólnie: rzeczy oglądane przez siedmiolatków. YouTube′owi zależy przecież na tym, aby objąć ograniczeniem jak najmniej kanałów. Więc jako treści „dla dzieci” będą traktować wyłącznie te, które są naprawdę i zdecydowanie dla dzieci.
FTC także zapewnia, że obecność na kanale animacji czy kolorowych napisów nie będzie automatycznie oznaczała uznania go za kierowany do dzieci. Ale użytkownicy YouTube′a nie ufają stosowanym przez platformę algorytmom kwalifikującym filmy jako przeznaczone dla dzieci. Inne algorytmy na platformie (np. te, które oznaczają materiały jako niewłaściwie dla reklamodawców) już i tak budzą kontrowersje, a często trudno zrozumieć ich działanie.
Dla twórców materiałów skierowanych tylko do dzieci decyzja oznacza konieczność szukania innych sposobów na zarabianie. Milionerzy tacy jak Ryan Kaji nie mają się czym martwić. Chłopak ma umowy z kanałami dziecięcymi, sprzedaje własne produkty i ubrania. Ale twórcy mniejszych kanałów, którzy zarabiali tu dobre pieniądze (często rezygnując z pracy), będą musieli się zastanowić, co dalej – pozostać na stronie czy szukać miejsca dla siebie poza YouTubem. Co prawda platforma zapowiada wielkie inwestycje w bezpieczną aplikację YouTube Kids, ale nie oznacza to, że mniejsi twórcy mogą spać spokojnie. Pewne jest, że YouTube w 2020 r. się zmieni. Czy na lepsze? Trudno dziś powiedzieć.
Czytaj także: Jak dorosnę, zostanę youtuberem