Ludzie i style

Na stoku bez plastiku? Narciarze walczą o klimat

Włoskie Alpy, Val Gardena Włoskie Alpy, Val Gardena Adam Golec / Agencja Gazeta
Brytyjski „The Guardian” ogłosił właśnie w korespondencji z Włoch, że powstaje tam pierwszy „wolny od plastiku” kurort narciarski w Europie. Czy to będzie trend?

Wolne od plastiku ma być Pejo 3000 w regionie Trentino. Ta najstarsza stacja zimowa popularnej doliny Val di Sole (pierwsze wyciągi postawiono tu ponad 70 lat temu) chce być pionierem ekologicznego narciarstwa. Impulsem był alarm glacjologów z uniwersytetu w Mediolanie. Okazało się, że nieodległy lodowiec Forni, jeden z największych we włoskich Alpach, jest silnie zanieczyszczony mikrocząstkami rozmaitych odmian plastiku, zwłaszcza polietylenu.

Czytaj też: EKUZ czy ubezpieczenie turystyczne – co lepsze na wyjazd na narty?

Alpejska konkurencja w stylu eko

Na początek trzy schroniska wysokogórskie zrezygnowały z serwowania napojów w plastikowych butelkach i kubkach oraz używania wykonanych z tworzyw sztucznych talerzyków, sztućców, słomek czy opakowań. Kolejnymi etapami uwalniania Pejo 3000 od tworzyw sztucznych będzie rezygnacja z plastikowych jednodniowych karnetów narciarskich (ski-passów). Włosi chcą też usprawnić system segregacji odpadów i ograniczyć zużycie energii m.in. przez wykorzystanie trzech lokalnych elektrowni wodnych i drewna z odpadów po miejscowych pracach leśnych. Menedżerowie Pejo 3000 szumnie zapowiadają, że stacja będzie „najbardziej zrównoważonym regionem narciarskim w całych Alpach”.

Ale włoska osada będzie mieć – i bardzo dobrze! – w tym wyścigu silnych konkurentów. Pisałem niedawno na blogu „W śniegu i po śniegu”, że od tego sezonu jako „największa neutralna klimatycznie stacja zimowa Alp” reklamuje się słynny tyrolski kurort zimowy Ischgl. Jaskółką zmian było wprowadzenie kilka sezonów temu zakazu chodzenia w porze nocnej w butach narciarskich. Ich dźwięk był typowy dla miejscowości zwanej dawniej „alpejską Ibizą”.

Teraz dowodem troski o klimat ma być szereg proekologicznych inwestycji. W Ischgl korzysta się z odnawialnych źródeł energii do napędzania kolejek i wyciągów, ogrzewa górskie restauracje ciepłem ze źródeł geotermalnych, są wyłącznie skibusy i ratraki z napędem hybrydowym. Używa się GPS do precyzyjnego sterowania produkcją sztucznego śniegu potrzebnego do przygotowania tras, a w ten sposób ogranicza zużycie wody. Nasadzanie w okolicy tysięcy drzew ma z kolei zrównoważyć tę część emisji gazów cieplarnianych, której na razie nie da się uniknąć.

Czytaj też: Dlaczego polskie narciarstwo alpejskie kuleje

Dyskretne cięcie menu

Ekologia w narciarskiej branży staje się trendem, a czasami nawet standardem. Dotyczy to już sprzętu – od nart po odzież, do których produkcji stosuje się w miarę możliwości materiały pochodzące z recyklingu. Albo konstruowania i budowania stacji kolejek, gondoli i wyciągów tak, aby jak najmniej zakłócały górski krajobraz. Chodzi m.in. o ograniczenie do minimum liczby podpór czy stosowanie jak najcichszego napędu. Narciarskie kurorty chwalą się dziś nawet bogactwem wypożyczalni narciarskich u siebie, dzięki czemu goście wiozą ze sobą znacznie mniej sprzętu, a to też oznacza mniejsze szkody dla środowiska (paliwo zużyte przez samochody czy samoloty).

Modą dawno stało się oferowanie w menu górskich restauracji i hoteli nie tylko produktów „bio” czy „eko”, ale także pochodzących od lokalnych producentów. Gdzieniegdzie próbuje się także dyskretnie ograniczać ofertę kulinarną, by zmniejszać ilość jedzenia pozostawianego często na tzw. szwedzkich stołach po śniadaniach czy kolacjach i trafiającego przynajmniej częściowo do kosza.

Ku naturze zmierzają wreszcie sami narciarze. Czymże bowiem jeśli nie powrotem do źródeł jest moda na jazdę terenową czy skitouring? Do narciarstwa poza przygotowanymi trasami nie są w zasadzie potrzebne wyciągi, zbędne są też armatki i ratraki – pożądana jest za to znajomość gór. Oraz szacunek dla natury właśnie.

Czytaj też: Alpejskie topstacje

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kulisy wielkiej afery w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. W kinach tego nie pokażą

Miało być jak u Pana Boga za piecem, ale przyszedł komornik – oto kulisy batalii w środowisku polskich filmowców o wpływy, pieniądze i zdjęcie z fotela prezesa Jacka Bromskiego.

Violetta Krasnowska
03.07.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną