Na razie okradziono mnie tylko dwa razy w życiu. Raz w epoce głębokiego analogu. Złodziej (płeć męska, dopadli go, był częścią gangu złodziejaszków) ukradł mi radio z 13-letniego auta. Można było wtedy szybko wyrwać radio z auta, szarpało się za nie jak za aparat nazębny i odchodziło. Pod warunkiem że miało się pod ręką kamień do wybicia szyby. Dawno temu wyrwano mi z ręki torebkę na Saskiej Kępie, złodzieje tam grasowali, biegli z łupem w te pędy na targowisko na Stadionie Dziesięciolecia – i dokumenty wraz z torebkami sprzedawali.
Stracić wszystko przez internet
Jasne, to były nauczki, ale dziś nasza przezorność, metody babcine (noś gotówkę w staniku) i te znane z kursów samoobrony niewiele dają, gdyż okrada się nas w coraz bardziej zniuansowany i perfidny, zaplanowany, profesjonalny sposób – metodami cyfrowymi. Oto autentyczna historia. Przydarzyła się mojej przyjaciółce Oli, która zaufała grupie „doradców” finansowych. Ola zainwestowała oszczędności za pośrednictwem światowych autorytetów inwestowania, a oni najprawdopodobniej (nigdy się tego nie dowiemy) okazali się skutecznymi wyłudzaczami fortun przez internet.
Współpracowali, jak się potem okazało, z hakerami, którzy podszywali się za zgodą lub nie – trudno to ustalić – pod nieistniejące profile znanych, autentycznych doradców, a po drodze wykorzystywali świadomych lub nie właścicieli sal i organizatorów wszelkich „wykładów”. Ola straciła prawie całe oszczędności życia, musiała opuścić mieszkanie, wróciła do rodziców.
Czytaj także: Groźny spam z Afryki Zachodniej
Relaksuj się, kapitał sam się pomnoży
Zaczęło się przypadkowo. Kolega z korpo, w której razem pracowali, miał wolny bilet na organizowaną w maju 2019 r. w Warszawie konferencję o pozytywnie brzmiącym tytule „Wealth masters”. „Chcesz iść? Mam wolny bilet”. Ola skorzystała. Kto by tam się zastanawiał, jaka firma organizuje, kto wynajął salę – ważne, że temat intryguje. Ola pracuje od lat w promocji, jest magistrem nauk politycznych, czemu nie, może dowie się, jak inwestować z zyskiem, a nie ciułać bez sensu na żenującym procencie w banku.
Konferencja odbyła się w hotelu Hilton przy ul. Grzybowskiej. Budynek wysoki, prawdziwy „skyscraper”, mógłby stać na Wall Street i mieścić zalatanych brokerów w drogich zegarkach. Gwiazdą konferencji był Robert Kiyosaki z USA, autor książki „Bogaty ojciec. Biedny ojciec”. Poradnik ten, bazujący na rzekomo autentycznych historiach, snuje baśń w stylu American dream: oto pan Kiyosaki dorobił się fortuny, pilnując, by pieniądze pracowały na niego, a nie on na te pieniądze – w skrócie. Kapitał się mnoży, a ty się relaksujesz – no raj, którego nie ma.
Po nim na konfie wystąpił Sandy Jadeja, Amerykanin, słynny podobno strateg rynkowy obracający fortunami. Na początku poprosił uczestników, by wyłączyli telefony i nie nagrywali. Dlaczego tutaj nie zapaliła się Oli czerwona lampka? Przekonało ją, że oto już za momencik sprzedawane będą przez autorytety jakieś wyjątkowe strategie, pomysły, wiedza o nadchodzącym kryzysie, którego to kryzysu będą mogli uniknąć itp. Inni też powyłączali smartfony...
Czytaj także: Co powinieneś wiedzieć, zanim podpiszesz umowę
Giełdy znać nie trzeba, studia z ekonomii na nic
Może bariera językowa miała tu znaczenie – wszystko odbywało się po angielsku, może na nas to wciąż robi wrażenie, że ktoś przyjechał z wielkiego świata finansjery na nasze małe poletko afer wołomińskich? Sandy był ciepłym, wspaniałym mówcą. Pokazywał wykresy, mówił, jak doradza w Chinach, twierdził, że zaraz będzie kryzys, opowiadał, ile osób uchronił przed stratą fortun dzięki swej wiedzy o nadchodzących krachach. Straszył i namawiał do inwestowania. Mówił, że każdy może zostać inwestorem.
Na konferencji były samotne matki bez doświadczenia z giełdą – to nic, to wspaniale, takim też pomagali jego doradcy, to banalnie proste, jak się nauczysz, to kilka kliknięć, kilka minut, a zysk się pomnaża, non stop pieniądze pracują na ciebie. Studia ekonomiczne? Ależ po co ci, nie potrzebujesz. Strata czasu, to oni przecież do kryzysu doprowadzili. Złoto, nieruchomości – to najlepiej, ale wiadomo, wymaga czasu, a złoto drogie. Sztab Sandiego Jadeja miał prosty sposób dla takich jak Ola – oni opracowali genialną formułę, algorytm do inwestowania. Wystarczy się podszkolić.
Czytaj także: Internetowe zbiórki nie zawsze są uczciwe
Broker dostępny na Instagramie
Ola wyszła z konferencji zmotywowana, oszołomiona, przekonana, że drobne ciułanie jest dla frajerów, a ona posiadła nieco wiedzy tajemnej. Ponadto profesjonalizm, cudownie miłe obycie i obłędne bogactwo sztabu „doradców” uskrzydliło ją, poczuła wdzięczność. A że Ola jest biegła w social mediach i jest osobą życzliwą, dzielącą się radością i niesamowicie ufną, na swoim Instagramie podzieliła się pozytywną recenzją z konferencji, załączając linki do jakichś wykładów Sandy Jadeja dostępnych w sieci.
Po paru dniach poprzez aplikację WhatsApp odpisał jej... sam guru Sandy! Napisał: „Keep up the good work”. Co za radość i wdzięczność. Miliarder, a taki skromny, no i dostępny w kieszeni i torebce na smartfonie. Polecił Oli kontakt ze swym najlepszym brokerem Danielem Leroyem. Jeśli tylko Ola zechce, Daniel krok po kroku nauczy ją inwestowania na Forexie, bo to banalne, a zyski astronomiczne.
Miły, cierpliwy broker, na insta dostępny 24 godziny na dobę, kuszące aplikacje. Dostajesz login i sama klikasz, a szybko liczące algorytmy wymyślone przez gwiazdy hinduskiej Doliny Krzemowej pracują dla ciebie. Ola postanowiła spróbować. Szybko się uczy, lubi wyzwania, ma laptop. Okazało, że musi na początek kupić specjalne oprogramowanie „Dynamic Trading Software”. „Najlepszy na świecie kalkulator, który minimalizuje ryzyko”, tak mówili. Ryzyko przestaje istnieć. 8 tys. dol.! Okazało się, że są trudności z instalacją, bo to rzekomo pierwsze takie oprogramowanie w Polsce, Ola ma je jako jedyna wybrana. Firma instalująca, przecież polecona przez Jadeja, miała z instalacją kłopoty. Trzeba było dopłacać ponad 2 tys. dol. Za maszynkę do robienia pieniędzy – warto.
Czytaj także: Polacy są niezwykle tolerancyjni dla oszustów
Dzieją się w sieci defraudacje
To już wydało się Oli podejrzane, napisała do Sandiego. Sandy wynegocjował obniżkę 2 tys. dol. Ponieważ broker Donald był w USA, a Ola w Warszawie, to na początek zaczął wysyłać jej „print screeny”, a potem Ola miała już inwestować samodzielnie, dzieląc się prowizją.
Zainstalujesz sobie coś, nie musisz znać się wcale. Wielkie firmy niemieckie mają zadyszkę, zapomnij o funduszach, bądź krok do przodu, potem będziesz królową Dubaju, Singapuru, rzucisz nudną pracę w korpo, coś tylko kliknij czasem w komórce za dnia i w nocy, i już jesteś rekinką finansjery. Możesz nawet pomagać biednym wydostać się z biedy, namówić przyjaciółki, babcię. Prowizja: 20 proc., z 25 tys. dol. do 100 tys. dojdziesz w trzy tygodnie.
Przedłużało się do trzech miesięcy, bo ciągle były jakieś wymówki od Donalda, który w międzyczasie się z nią zaprzyjaźnił. Korespondowali, wysłał jej zdjęcia rodzinne przez WhatsApp, a przy okazji kazał opłaty robić bitcoinami i przez Western Union.
Po trzech miesiącach oczekiwania na rzekome zyski i „działanie systemu” poddała się, napisała do polskiej firmy, która współpracowała z firmą reprezentującą tych bogaczy – Success Resources. A pani prezeska tejże firmy odpisała Oli, iż doskonale „wiedzą, że za pośrednictwem tego konta na insta dzieją się defraudacje...”. Wiedzą, że się podszywają, ale co oni mogą?
Czytaj także: Po co Facebookowi własna waluta?
Uważaj, kogo followujesz
FBI czy policja się tym nie interesują, bo nie są to miliony dolarów. Ola była na policji, ale nasza policja orzekła: szukaj wiatru w polu. Wysyłała maile o tym, że została okradziona z oszczędności życia przez wszystkich „mentorów” i strategów z konferencji, ludzi, którzy okazali się podłymi wyłudzaczami.
Zapiszcie sobie ich nazwiska ku przestrodze: Sandy Jadeja, Ryan Rieder, John MacGregor, Peng Joon. To, że ktoś napisał bestseller, nie znaczy, że nie jest mistrzem wyłudzania i manipulacji. Wszystkim zainteresowanym szczegółami tej kradzieży służę kontaktem do Oli. I proszę, uważajcie na to, z kim korespondujecie i czyimi „followersami” bywacie. Nie zbywajmy takich historii pogardliwym „naiwna!”. Nowocześni wyłudzacze potrafią skutecznie manipulować umysłami, bo zbierając dane, wyczuwają nasze słabe punkty.
Czytaj także: Podszywają się pod niepełnosprawnych, wyłudzają pieniądze