Tylko co dziesiąty mężczyzna w Polsce chodzi do pracy ubrany formalnie. Co i tak dotyczy głównie małych miast, ponieważ w pięciu największych – gdzie praca częściej ma charakter kreatywny, a wykonujący ją zwykle są bardziej podatni na aktualne trendy – ledwie co trzydziesty. Bo odejście od garnituru to trend światowy.
Niewygodny, zbyt sztywny i oficjalny. Nadęty i niepasujący do współczesnych czasów, choć przecież nosi się go też do trampek i T-shirtu. Nadal zbyt drogi, choć jeszcze nigdy nie był tak tani i łatwo dostępny. I niekojarzący się z sukcesem, choć przez dekady, jeśli nie wieki, uchodził za symbol statusu i pozycji.
Zgodnie z biznesowym dress code’em nosi go już tylko co trzeci dyrektor czy kierownik, bez względu na to, czy w firmie kilkuosobowej, czy w przedsiębiorstwie zatrudniającym ćwierć tysiąca pracowników. Zmienił się bowiem i sam dress code. Jego zasady? Żadnych zasad. Według badań przygotowanych na potrzeby tego tekstu przez Ogólnopolski Panel Badawczy Ariadna* aż dwie trzecie Polaków twierdzi, że w ich miejscu pracy nie istnieją jakiekolwiek wymogi dotyczące stroju.
Nic dziwnego, że praca jest ostatnim miejscem, do którego Polacy ubierają się formalnie – zaledwie 11,5 proc. Dla porównania jeszcze co drugi z nas ubierze się elegancko na uroczystości rodzinne (52,9 proc.), co czwarty – do kościoła, a co piąty – na spotkanie towarzyskie. Na co dzień zwycięża wygoda – sportowo ubiera się dziś sześciu na dziesięciu z nas i do pracy chodzi w wygodnych bluzie oraz spodniach. Za elegancję robią dżinsy i koszula, względnie sportowa marynarka, w której i tak wyglądamy bardziej oficjalnie niż pozostali.
W efekcie setki blogów, portali czy profili w mediach społecznościowych poświęconych formalnemu ubiorowi, a także wzrost zainteresowania wyglądem i modą wśród mężczyzn i renesans krawiectwa na miarę nijak nie przekładają się na wydatki.