Nowe zasady ubioru weszły w życie w ubiegłym tygodniu. To termin nieprzypadkowy – w czwartek 15 sierpnia Włosi obchodzili Ferragosto, czyli święto zbiegające się z dniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Okolice Ferragosto określają zawsze szczyt sezonu urlopowego na Półwyspie Apenińskim. Setki tysięcy turystów opuszczają duże miasta i udają się do nadmorskich kurortów.
Jednym z nich jest właśnie Massa oraz położone w sąsiedztwie wioski Marina di Massa i Marina di Carrara, popularne zwłaszcza z powodu ulokowanych tam ogromnych nadmorskich kempingów. Według danych komisji turystyki prowincji Massa-Carrara tylko w pierwszych sześciu miesiącach tego roku wspomniany fragment wybrzeża odwiedziło 109 tys. osób, w tym 26 tys. obcokrajowców.
Mandat za „niegodny” ubiór we Włoszech
Władze Massy nie mają oczywiście nic przeciwko turystom. Pod warunkiem że nie będą po ulicach kurortu przechadzać się zbyt skąpo ubrani. Burmistrz miasta, sprawujący swój urząd od nieco ponad roku polityk skrajnie prawicowej Ligi Francesco Persiani, jest zdania, że napływ gości powoduje rozrost seksbiznesu w okolicy. Według niego prostytutki korzystają z faktu, że w mieście pojawia się wiele nowych osób, a klientów łowią zwłaszcza spośród zagranicznych przybyszy.
W dodatku robią to na ulicach. Persiani chciałby ten proceder ukrócić, ale żeby to zrobić, musi odseparować od siebie strony ewentualnej transakcji. Stać na ulicy nie może zabronić nikomu. Wymyślił więc lepszy sposób – mandat za „niegodny ubiór”.
Wprowadzająca kary za zbyt skąpe lub lubieżne ubrania uchwała nie pozostawia wątpliwości – jej twórcy zastosowali popularny na prawicy skrót myślowy oparty na założeniu, że każda kobieta w spódniczce czy krótkich spodenkach jest prowokującą czy szukającą klienta prostytutką. Artykuł 12 odzwierciedla ten pogląd niemal co do słowa. Przeczytać można w nim, że karze podlega każdy, kto aktywnie szuka klientów do płatnej usługi seksualnej, znajduje ich jako pośrednik lub „manifestuje wszelkie zachowania i postawy, do których należy również ubiór, mogące prowadzić do konkluzji, że dana osoba zamierza dokonać aktu prostytucji”.
Dalej tekst uchwały nabiera charakteru społecznego i w pompatycznych słowach odnosi się do szerszych norm społecznych. Zakazuje m.in. poruszania się po mieście w strojach, które „mogą urazić godność innych, zostać uznane za niestosowne oraz naruszyć publiczne standardy”. Jako przykłady podano chodzenie bez koszulki („z nagim torsem”), w bikini lub samym staniku – wszystkie te formy ubioru są w świetle nowego prawa niedozwolone. Za złamanie przepisów grozi kara – grzywna od 50 do 150 euro.
Czytaj także: Trudno o bardziej enigmatyczną wytyczną niż „odpowiedni ubiór”
„Stosowność” europejskiej prawicy
Problem pojawia się na etapie uznania winy lubieżnego przechodnia. Bo o ile odsłanianie sporych części górnych partii ciała zostało w uchwale jasno zdefiniowane jako wykroczenie, o tyle już „niegodny strój” może stanowić kategorię niezwykle pojemną. Czy należy karać za chodzenie bez butów? Za prześwitującą spod odpowiednio długiej, ale jednak cienkiej spódnicy bieliznę? Za nagie ramiona? Odsłonięty pępek? Tego już nie sprecyzowano.
Zostawiając na boku aspekty humorystyczne i nawiązania do norm obyczajowych z poprzednich stuleci, wprowadzone w Massie regulacje mogą stanowić precedens dla prawicowych polityków w Europie. W groźny sposób związują bowiem skąpy ubiór z naruszeniem pojęć abstrakcyjnych, jak estetyka publiczna czy „stosowność”. Stawiają też znak równości między posiadaniem na sobie niewielu ubrań a praktykowaniem prostytucji.
Bo w praktyce do tego właśnie sprowadza się pomysł burmistrza Persianiego. Każda kobieta widziana w samym staniku może dostać karę 150 euro – nie dlatego, że powoduje oburzenie estetyczne, tylko dlatego, że ktoś może zinterpretować to jako zaproszenie do seksu. Oczywiście zaprasza prostytutka. A jeśli taka właśnie interpretacja zakiełkuje komuś w głowie, może to zgłosić jako naruszenie przepisów.
Czytaj także: Więcej nagości na polskich plażach
Matteo Salvini powitany stanikami
Choć uchwała dotyczy na razie tylko jednego miasta, wzbudziła już kontrowersje w całym kraju. Skrytykowały ją organizacje feministyczne i lewicowa opozycja, która w działaniach Persianiego widzi lustrzane odbicie szowinistycznej polityki szefa Ligi i kandydata na premiera Włoch Matteo Salviniego. Jego postać jest w tej obyczajowej układance nie bez znaczenia. W kraju od ponad tygodnia trwa kryzys polityczny najwyższego szczebla, wywołany właśnie przez lidera prawicy.
Salvini najpierw groził zerwaniem koalicji z Ruchem Pięciu Gwiazd i przyspieszonymi wyborami, potem swoich partnerów zaczął szantażować, wreszcie wystraszony możliwością porażki zaczął sojusz odbudowywać. Nadal jednak uprawia politykę przede wszystkim w trybie kampanijnym, rzadko pokazując się w Rzymie i nieustannie podróżując po kraju. Na dzisiaj zaplanowany był jego przyjazd właśnie do Massy.
Feministki przywitały go transparentem z napisem: „ulice zdobywa się walką feministyczną”, wywieszonym na ratuszu. Wokół niego zawisło pięć staników. I choć transparent został zdjęty przed przyjazdem Salviniego, jego zdjęcia zdobiły dzisiaj pierwsze strony większości włoskich portali i serwisów informacyjnych.
Czytaj także: Włochy, dwa kraje w jednym
Moralizowanie za pomocą prawa
Niektórzy komentatorzy zwracają też uwagę, że uchwała z Massy może być przeciwskuteczna, bo nawet jeśli usunie prostytutki z miasta, te mogą swobodnie przenieść się do innych kurortów. Podobnie jak turyści. Ruch zatem nie zniknie, tylko przeniesie się gdzie indziej. Ponadto tego typu regulacje najczęściej wzmacniają seksualne podziemie. A biorąc pod uwagę, że włoskie wybrzeża są jedną z najważniejszych w Europie destynacji dla gangów trudniących się handlem młodymi dziewczynami, przez uchwałę Persianiego może być dużo ciężej do nich dotrzeć chociażby wolontariuszom czy organizacjom pozarządowym.
Ciężko się spodziewać, żeby prawne sankcjonowanie długości spódniczek i bluzek czy „lubieżności” bielizny mogło zlikwidować prostytucję na ulicach. Gdziekolwiek – nie tylko we włoskim miasteczku. Może jednak być niepokojącym sygnałem co do dalszych kroków tych formacji politycznych. Bo kto raz wejdzie na drogę moralizowania za pomocą litery prawa, z reguły ma potem duże problemy, żeby z niej zejść.
Czytaj także: Niechlujna „swojskość” charakterystyczną cechą Polaków?