Pomundialowy benefis Amerykanek był przedstawieniem jednej aktorki – Megan Rapinoe, podpory reprezentacji od kilkunastu lat, jej współkapitanki i zdobywczyni sześciu bramek na ostatnich mistrzostwach. Na boisku najczęściej grywa w pomocy, ale w życiu nie stroni od ofensywy. Jako zdeklarowana lesbijka walczy o prawa homoseksualistów. Podczas odgrywania narodowego hymnu klęka – idąc w ślady zawodowego futbolisty Colina Kaepernicka, który w ten sposób dał wyraz swej niezgodzie na nierówne traktowanie kolorowych Amerykanów, a zwłaszcza nadużywaniu wobec nich przemocy przez policję. Wraz z koleżankami z zespołu walczy też o równość płac w zawodowym sporcie. Ale chce też tchnąć w ludzi ducha równości i braterstwa, pobudzić ich do działania, wzniecić poczucie odpowiedzialności za wspólne sprawy. Podczas oficjalnej parady mistrzyń, zorganizowanej przez władze Nowego Jorku, Rapinoe mówiła, że to ważne być fanem, ale ważniejsze – obywatelem, który nie przechodzi obojętnie wobec krzywdy i niesprawiedliwości. Któremu chce się zrobić coś dla innych. Bo miłość trzeba przedłożyć nad nienawiść. Więcej słuchać, a mniej mówić. To już delikatna aluzja do obecnego prezydenta USA.
Na odcisk nadepnęła mu wcześniej. W świat poszło amatorskie nagranie, na którym mówi, że w razie obrony tytułu mistrzyń nie wybiera się „do pie…go Białego Domu”, nawiązując raczej nie do budynku, ale do jego obecnego lokatora. Za dosadność przeprosiła, choć od razu dodała, że taki ma styl – na co dzień często rzuca mięsem. Ewentualne zaproszenie odrzuci, tak samo jak koleżanki z zespołu, bo nie zamierzają stać się maskotkami obecnej administracji. Zwracając się w telewizyjnym wywiadzie bezpośrednio do Trumpa, powiedziała, że wyklucza on ludzi ze względu na rasę i orientację seksualną.