Ludzie i style

W kobiecej piłce nożnej wciąż rządzą Amerykanki

Legenda żeńskiego futbolu Megan Rapinoe Legenda żeńskiego futbolu Megan Rapinoe Megan Rapinoe / Facebook
Ale choć zarówno w finale, jak w i przekroju całego turnieju podopieczne Jill Ellis były zdecydowanie najlepszym zespołem, to w światowej hierarchii żeńskiego futbolu zbliża się zmiana warty.

Żeńska reprezentacja piłkarska Stanów Zjednoczonych to w tym sporcie prawdziwe mocarstwo, a w samej Ameryce absolutny fenomen wśród kibiców. Wygrywając w niedzielę 2:0 z Holenderkami, zdobyły swoje drugie z rzędu i czwarte w historii mistrzostwo świata. Do tego dodać należy cztery złote medale olimpijskie i osiem triumfów w mistrzostwach Ameryki Południowej i Karaibów. To wszystko w niecałe 34 lata od rozegrania pierwszego międzypaństwowego meczu. Nic więc dziwnego, że do rozgrywanego w Lyonie finału podchodziły w roli zdecydowanych faworytek (przed ostatnim meczem mundialu miały bilans bramkowy 24-3), tak postrzegali je też eksperci i bukmacherzy.

Legenda żeńskiego futbolu Megan Rapinoe

USWNT, bo takim akronimem określa się drużynę trenerki Jill Ellis (od jej pełnej nazwy po angielsku: United States Women’s National Team), długo jednak męczyło się z niżej notowaną Holandią. Amerykanki przeważały, górowały nad rywalkami doświadczeniem i przygotowaniem fizycznym, ale pierwszą klarowną sytuację pod bramką Sari van Veenendaal stworzyły dopiero w 27. minucie meczu. Do przerwy bramki zresztą nie padły, przede wszystkim dzięki imponującej grze właśnie wspomnianej van Veenendaal.

Przełamanie nastąpiło dopiero w 61. minucie, kiedy na prowadzenie Amerykanki wyprowadziła kapitan zespołu i jedna z legend żeńskiego futbolu Megan Rapinoe. Napastniczka strzeliła gola z rzutu karnego, przyznanego USWNT dzięki użyciu systemu weryfikacji video (VAR). Po stracie bramki Holenderkom kompletnie posypała się organizacja gry. Zaczęły przeć do przodu z pominięciem drugiej linii, grać nerwowo, licząc na indywidualne zagrania napastniczek.

Amerykanki od razu nastawiły się na kontry, co przyniosło skutek już 8 min. później. Rose Lavelle podwyższyła na 2:0 pięknym, precyzyjnym uderzeniem z ok. 16 m. Wydatnie pomogły jej w tym jednak holenderskie defensorki, które najpierw pozwoliły jej przebiec prawie pół boiska z piłką przy nodze, a potem spóźniły się z interwencją przy strzale, pozostawiając prawie całe światło bramki bez jakiegokolwiek bloku.

Zasłużone złoto Amerykanek

Do końca meczu sytuacja nie uległa już zmianie. Holenderki walczyły o gola na 2:1, ale robiły to dość nieporadnie, bez angażowania dużej liczby zawodniczek. Amerykanki mogły wynik podwyższyć co najmniej czterokrotnie, ale brakowało im albo zimnej krwi w wykańczaniu akcji, albo współpracy w zespole, bo często decydowały się na zagrania aż rażąco indywidualne.

Zarówno z przebiegu meczu, jak i całego turnieju (7 zwycięstw w 7 meczach, tylko 3 stracone gole) Amerykanki złoto zdobyły zasłużenie. Mimo to jednak nie sposób nie zauważyć, że hierarchia w kobiecym futbolu na tegorocznym mundialu lekko się zatrzęsła. USWNT jeszcze wygrało, ale wbrew przedmeczowym zapowiedziom Holenderek nie rozgromiło. W dodatku w półfinale kibice USA przeżyli chwile strachu, gdy przy stanie 2:1 w meczu z Anglią w 84. min Angielki wykonywały rzut karny. Alyssa Naeher go obroniła, otwierając sobie i koleżankom drogę do finału, ale ich los długo w tym meczu nie był przesądzony.

Dwie filozofie żeńskiego futbolu

Finał pokazał starcie dwóch filozofii żeńskiego futbolu. Amerykanki do tej pory dominowały w nim prawie niepodzielnie również dlatego, że rzadko kiedy miały tak naprawdę z kim przegrać. Wyróżniały się doświadczeniem, lepszym przygotowaniem fizycznym, wyrównanym poziomem na każdej niemal pozycji. Ale nigdy specjalnie nie zachwycały – technicznie ani taktycznie. To była raczej silna drużyna silnych osobowości, a nie skład gwiazd z wirtuozerskim podejściem do piłki. Przez dekady to wystarczało, choć nierzadko opór stawiały chociażby grające radośniejszy futbol Brazylijki czy Niemki.

Czytaj także: Futbol i przemoc niestety idą ze sobą w parze

Holenderki natomiast to w żeńskiej elicie futbolowej ekipa stosunkowo nowa, która pomimo porażki w finale mundialu ostatniego słowa na światowych boiska na pewno jeszcze nie powiedziała. Po złocie Mistrzostw Europy sprzed dwóch lat przyszło srebro na Mistrzostwach Świata, a w grze zespołu Holandii widać jeszcze ogromny potencjał. W niedzielnym finale grająca z nr 9 w ataku Vivianne Miedema wykonała więcej zwodów i indywidualnych akcji niż cała linia ofensywna USA razem wzięta, wzbudzając przy tym aplauz nie tylko holenderskich kibiców na stadionie w Lyonie. Holenderki przegrały, bo grały (jeszcze) nierówno. Udane dryblingi przeplatały podaniami donikąd albo do rywalek, ciekawie zawiązane akcje ofensywne w trójkątach pojawiały się wciąż rzadziej niż nieprzemyślane długie piłki do przodu.

Ale Holandia to zespół budowany właściwie od zera, równolegle do reformowanego systemu szkolenia. Holendrzy swoje piłkarki rozesłali na nauki poza granice kraju, podobnie jak kadrę trenerską. Teraz tworzą całość z doświadczeń zdobytych w Niemczech, Francji czy Anglii. I taka jest też holenderska żeńska piłka – bardzo różnorodna. Jeszcze brakuje w niej myśli przewodniej, organizacji, ale widać znakomicie uzupełniające się różne podejścia do tego sportu.

Dla Amerykanek natomiast przyszłość może okazać się dużo trudniejsza. Brak sukcesów w piłce młodzieżowej, bardzo krótka (trwająca nieco ponad 5 miesięcy) liga i zamknięcie się na trendy z zewnątrz już teraz są często podnoszone przez krytyków USWNT. W dodatku największe gwiazdy zbliżają się już raczej do końca kariery – mające status ikon amerykańskiej piłki nożnej Carli Lloyd i Megan Rapinoe mają odpowiednio 36 i 34 lata. 30 i więcej lat ma aż 12 z 23 powołanych na mundial zawodniczek. Następczyń tego samego formatu na razie nie widać.

Kto nie oglądał, niech żałuje

Poza tym gwiazdom USWNT zarzuca się, że – zwłaszcza w czasie mundialu za dużo miejsca poświęcały polityce, a za mało samej grze. Megan Rapinoe stała się w ciągu kilku tygodni symbolem oporu wobec Donalda Trumpa, krytykując go za dyskryminacyjną politykę i seksizm oraz mówiąc, że w przypadku zwycięstwa w mundialu „nie pojawi się w pieprzonym Białym Domu”. Z kolei inna gwiazda ataku USA Alex Morgan po strzeleniu gola w półfinale z Anglią celebrowała go, imitując picie angielskiej herbaty (co, dość przesadnie, brytyjskie media uznały za objaw szkodliwego nacjonalizmu).

Na mundialu we Francji piłkarsko najwięcej wygrała Europa. Amerykańskiej dominacji postawiły się Angielki i Holenderki, a wcześniej – w 1/8 finału – Hiszpanki. Brąz zdobyły Szwedki, a z bardzo dobrej strony pokazały się też gospodynie, zespół Francji oraz grające w jednym z najdojrzalszych stylów na całym turnieju Włoszki. Wszystkie te zespoły pokazały coś oryginalnego, miały przebłyski naprawdę ciekawej, dobrze zorganizowanej gry. Amerykanki wreszcie mają się czego i od kogo uczyć – za cztery lata doświadczenie i wybieganie może nie wystarczyć.

Czytaj także: Równe płace w sporcie? Na Islandii będzie to możliwe

Najbardziej wygrał jednak cały futbol kobiecy. Ponad miliardowym zainteresowaniem widzów przez telewizorami, rekordami transmisji w co najmniej kilku krajach, pełnymi i kolorowymi stadionami we Francji. Nie brakowało na tym mundialu ładnych bramek, sędziowskich kontrowersji, okołomeczowych sporów, rozstrzygnięć w końcówkach meczów czy w dogrywce. To był bardzo ciekawy i udany mundial – kto nie oglądał, naprawdę może tylko żałować.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną