MARCIN PIĄTEK: – Dlaczego wszyscy kochają Jürgena Kloppa?
RAPHAEL HONIGSTEIN: – Bo jego drużyny grają piłkę, która się podoba. Ofensywną, kombinacyjną, do utraty tchu. No i jest wyrazisty. Inteligentny, błyskotliwy, zabawny, emocjonalny. Typ faceta, z którym chciałoby się pójść na piwo i pogadać nie tylko o piłce. Gdy zbierałem materiały do książki, trudno było mi spotkać człowieka, który miał z Kloppem do czynienia i go nie polubił. Albo przynajmniej nie był pod jego wrażeniem. Właściwie tylko jeden piłkarz, z którym Klopp kiedyś pracował w Mainz, mówił sceptycznie o jego metodach i preferowanym stylu gry. Ale nie było w tym nic osobistego. Nie chciał jednak wypowiadać się na potrzeby książki – bo wyjdzie, że jest tym jedynym, który na warsztat Kloppa narzeka.
Sam główny bohater też się w książce nie udziela.
Jego agent grzecznie odmówił. Argumentował, że takich propozycji było niemało, a Jürgen chciał być fair, więc wszystkim solidarnie mówił „nie”. Uważa, że czas na takie przedsięwzięcia przyjdzie po zakończeniu kariery trenerskiej, a na to się na razie nie zanosi. Ale nie miał nic przeciwko książce, wręcz otworzył mi drzwi do wielu osób ze swojego otoczenia w Mainz, Borussii Dortmund i teraz w Liverpoolu. A przecież gdyby zakazał rozmów na swój temat, projekt zostałby pogrzebany.
Sprawia raczej wrażenie człowieka, który świadomie kreuje swą gwiazdorską osobowość. Ktoś taki wolałby raczej uczestniczyć w pisaniu książki. A poprzez to zachować kontrolę nad jej wydźwiękiem.
Przekonanie, że Klopp lubi blask fleszy, jest błędne. W Liverpoolu co dwa dni ma konferencję prasową i więcej publicznej obecności mu nie potrzeba. Można nawet odczuć, że jest zmęczony szumem wokół siebie, wolałby być w cieniu albo zaszyć się w willi na wybrzeżu, którą odziedziczył po Stevenie Gerrardzie (wychowanek i były kapitan Liverpoolu, grający w klubie nieprzerwanie przez 18 lat, obecnie trener Glasgow Rangers – red.