Filary potęgi Apple zaczynają się chwiać, firma z Cupertino robi zatem to, w czym zawsze była świetna – wyrusza na nowe pastwiska. Różnica polega na tym, że dotąd uciekała przed drepczącym za nią widmem kryzysu do przodu. Zawsze na czas wyciągała, niczym sztukmistrz królika z kapelusza, jakąś ekscytującą technologiczną nowalijkę, zręcznie przekonując świat, że zawsze o niej marzył. Tym razem Apple salwuje się ucieczką nie do przodu, lecz na boki. Nie obiecuje kolejnej rewolucji, nie otwiera żadnych nowych drzwi, po prostu rozpycha się łokciami, by zrobić sobie miejsce tam, gdzie inni działają od lat. I choć nie ma w tym żadnej finezji ni wdzięku, najpewniej odniesie sukces. Zadecyduje o tym potężna, brutalna siła – prawie ćwierć biliona dolarów w aktywach.
Czytaj także: Apple pokazuje nowe gadżety i testuje granice cenowe
Kolejne generacje iPhone′ów już nie robią wrażenia. Ani MacBooki
Tim Cook, po śmierci Steve’a Jobsa szef Apple, doskonale wie, co robi, szukając nowych okazji do zarobku. Mało kto już czeka z napięciem na nowe modele iPhone’a, bo dziś w awangardzie producentów telefonów są firmy z Azji oraz Google. Podczas tegorocznego Mobile World Congress w Barcelonie Samsung i Huawei pokazały przyszłość tych urządzeń – telefony z elastycznymi ekranami, które po rozłożeniu zamieniają się w tablety. Parę dni temu Huawei rozpoczął sprzedaż swego nowego flagowego modelu P30 Pro z pierwszym w historii wbudowanym teleobiektywem (zmieścił się dzięki peryskopowej konstrukcji z pryzmatem) oraz matrycą tak czułą, że aparat może robić zdjęcia w niemal kompletnej ciemności. Na tle takich rozwiązań iPhone’y wydają się antykami.
MacBook, drugi po iPhonie elektroniczny gadżet, bez którego wiele osób nie wyobraża sobie wyjścia do Starbucksa, również wpadł w tarapaty. Apple strzelił gola do własnej bramki, wyposażając swój laptop w klawiaturę z kontrowersyjnym mechanizmem motylkowym zamiast stosowanego dotychczas, zdecydowanie mniej zawodnego mechanizmu nożycowego. Dlaczego? Bo dzięki temu laptop mógł stać się jeszcze cieńszy. A że klawiatura często się psuje? Apple udaje, że jest to problem marginalny, i zapewnia, że kolejna generacja klawiatury motylkowej – zaliczył dotąd trzy – będzie już na sto procent niezawodna.
Czytaj także: Nowy, zielony laptop Apple i stracony bilion
Apple przestaje się liczyć jako innowator i lider
Stawianie na wizerunek kosztem jakości doprowadza do szału nawet najwierniejszych klientów Apple, ceny MacBooków są bowiem słone, ale dotąd wielu je akceptowało właśnie ze względu na solidność tych urządzeń. Desperację i rozczarowanie użytkowników najpełniej oddaje wideofelieton dziennikarki „Wall Street Journal” Joanny Stern zakończony apelem, by Apple wreszcie zrezygnowało z forsowania tego bubla, oraz słowem, które redakcja uznała za stosowne ocenzurować (piii!):
A co z iPadami? Tu również widać zmierzch, bo popyt na tablety systematycznie maleje. Wygryzają je smartfony z coraz większymi ekranami.
Apple ewidentnie przestaje się liczyć jako technologiczny innowator i lider. Potwierdza to najnowszy ranking najbardziej innowacyjnych firm Fast Company. Apple spadło w nim z pozycji pierwszej na siedemnastą. Na co zatem stawia gigant z Cupertino? Na potęgę wielkiego ekosystemu, jaki stworzył i który – jak wierzy – powinien zapewnić nowym usługom olbrzymią rzeszę odbiorców. Na świecie jest dziś bowiem prawie półtora miliarda aktywnych urządzeń Apple. Czym chce zatem skusić klientów?
Czytaj także: Google, Facebook, Amazon i Apple – amerykańscy giganci mają kłopoty
Apple TV+
Tim Cook bez kompleksów rzuca rękawicę Netflixowi, HBO i innemu gigantowi VOD, który dopiero szykuje się do wejścia na rynek: serwisowi Disney+. Serwis z filmami i programami telewizyjnymi ma przyciągać klientów, według deklaracji, wysokiej jakości autorskimi produkcjami tworzonymi przez najlepszych reżyserów i wielkie osobowości ekranu. Do ekipy Apple dołączyli m.in. Oprah Winfrey, Jennifer Aniston, Reese Witherspoon, Steven Spielberg, J.J. Abrams, Ron Howard i M. Night Shyamalan. Przykładowo Spielberg ma reanimować serial „Niesamowite historie”, a Wielki Żółty Ptak z „Ulicy Sezamkowej” – uczyć dzieci programowania.
Co ciekawe, serwis Apple TV+ będzie dostępny nie tylko na urządzeniach Apple, ale też poprzez smart TV. Dostęp do tej usługi zapowiedzieli już m.in. tacy producenci telewizorów jak Sony, Samsung i LG. Serwis ma wystartować tej jesieni w ponad stu krajach. Nie wiemy, czy będzie wśród nich Polska. Nie znamy też ceny.
Sprawdź też: Netflix vs. HBO GO vs. Showmax vs. Amazon. Porównanie
Apple News+
Czytelnia prasy. Za 9,99 dol. miesięcznie abonenci otrzymają dostęp do wybranych materiałów z ponad trzystu gazet i czasopism, m.in. „Time”, „The New Yorker”, „Rolling Stone”, „Wall Street Journal”, „Los Angeles Times”, „National Geographic”, „Wired” i „Vogue”. Początkowo usługa ruszy w dwóch krajach: USA i Kanadzie, w przyszłości ekspansja ma objąć m.in. Europę, w pierwszej kolejności Wielką Brytanię. To bardzo agresywna ze strony Apple oferta, niebezpieczna dla mediów nie tylko dlatego, że marża za pośrednictwo jest horrendalna – obejmuje aż połowę zysków. O serwisie Apple News+ i związanymi z nim zagrożeniami napiszemy więcej w osobnym artykule.
Czytaj także: Sztuczna inteligencja zastąpi pisarzy?
Apple TV Channels
To właściwie rozwinięcie istniejącej już usługi Apple TV, ale zmiany są tak duże, że zasługują na wyróżnienie. To również usługa płatna, oferująca dostęp do różnorodnych kanałów telewizyjnych, m.in. HBO i Showtime. Usługa rusza w maju w ponad stu krajach. Plotki mówią o zróżnicowanych opłatach od 5 do 10 dol., w zależności od pakietu.
Apple Arcade
Pomyślany jako uzupełnienie internetowego sklepu App Store serwis gier wideo, oferujący w ramach abonamentu dostęp do – na początek – ponad stu niedostępnych nigdzie indziej tytułów. Gry będzie można uruchomić na różnorodnych urządzeniach Apple: od smartfonów, przez tablety, po komputery i Apple TV, także przy braku połączenia z internetem. Oferta ma być dostępna jesienią w ponad 150 krajach. Wysokość miesięcznej opłaty nie jest jeszcze znana.
Czytaj także: Jak nie zostać niewolnikiem własnego smartfona
Apple Card
Firmowa karta kredytowa, powiązana z aplikacją Wallet instalowaną w iPhone’ach. Obsługiwana będzie przez Apple we współpracy z MasterCard i bankiem Goldman Sachs. Apple kusi programami cashback (od 1 do 3 proc. zwrotu z każdej transakcji), brakiem dodatkowych opłat za obsługę karty i minimalnymi karami za zwłokę w spłacaniu zadłużenia. Karta ma działać na całym świecie, w pierwszej kolejności zostanie wprowadzona – już latem – w USA.
Według analityków Apple na tym wszystkim zyska. Loup Ventures przewiduje, że w 2023 r. łączne przychody z nowych usług wyniosą co najmniej 20 mld dol. Największe profity ma zapewnić oferta filmowo-telewizyjna: aż 15 mld dol. Pozostałe serwisy odpowiednio: Apple Arcade 3 mld dol., Apple Card 1,5 mld dol., Apple News+ 0,5 mld dol. W ciągu pięciu lat łączna kwota przychodów z nowych usług ma sięgnąć 78 mld dol.
Bez względu na to, na ile te prognozy mają sens, widać, że za lokomotywę uważany jest serwis VOD, mający ambicję konkurować z Netflixem. Firmą, która na dobrą sprawę ten rynek stworzyła i ma atut doświadczenia, którego Apple nie nadrobi w ciągu paru lat. Niewątpliwie Apple zainwestowało już w Apple TV+ niebotyczne pieniądze, skoro Steven Spielberg, dotąd zawzięty ideologiczny wróg Netflixa, nagle zmienił podglądy o 180 stopni, dołączając do serwisu o bliźniaczym profilu. Ale pieniądze to w tym przypadku nie wszystko, a Netflix ma dzisiaj taką dynamikę wzrostu, o której z lekka stetryczałe Apple może tylko marzyć. Apple najpewniej nie straci na tej inwestycji, ale rozmiar zapowiadanego sukcesu budzi wątpliwości.
Czytaj także: W poszukiwaniu nowego iGadżetu