Ubiegłoroczna nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii zrównała dopalacze z narkotykami. Ale w cieniu kolejnej odsłony walki z producentami „mocarzy” z wykazu środków odurzających toczyła się mniejsza batalia – o legalizację kavy. Ta znikła z listy, do której w ostatnich latach tylko dopisywano kolejne substancje. To precedens. – Od 20 lat wszystko idzie w odwrotną stronę – zauważa Grzegorz Wodowski, kierownik poradni MONAR w Krakowie.
Kavę uratowała grupa ludzi, którzy nie mogli się pogodzić z tym, że Polska była jedynym państwem w UE zakazującym tego specyfiku. Zamiłowanie do niego najczęściej przywieźli z podróży do Oceanii. Tam kava jest narodowym napojem wielu państw. Na zdjęciach z wizyt w państwach Oceanii albo południowego Pacyfiku często widać ludzi uczestniczących w ceremonii, w której ubrani w tradycyjne stroje mieszkańcy częstują ich napojem w kolorze kawy z mlekiem. Zdjęcie z kavą ma choćby Jan Paweł II, witano go tym napojem na Fidżi w 1986 r. „10 wojowników, w spódnicach z czerwonych liści, kwiatowych girlandach i szatach z zielonych liści przyniosło wielki korzeń kavy do stóp papieża. 16 kolejnych przyniosło wielką drewnianą misę, w której wymieszali sproszkowany korzeń z wodą. Śpiewając, nalali płyn do skorupy kokosa i podali Janowi Pawłowi II. Papież wypił to jednym łykiem, jak nakazuje tradycja, a tubylcy klaskali” – relacjonowała wizytę agencja UPI.
Kavę zaczęto spożywać ok. 3 tys. lat temu na Vanuatu. Wedle tradycji ma posiadać manę, siłę duchową dającą jej swoje właściwości. Gdy na Pacyfik dotarli Europejczycy, znano ją już od Hawajów po Papuę-Nową Gwineę. „Odurzający napój jest uwielbiany przez niektórych starych wodzów. Tworzy się go w najbardziej obrzydliwy sposób, jaki można sobie wyobrazić, z soków korzenia rodzaju drzewa pieprzowego.