Pierwsze wrażenie: Hurkacz wyszedł spod tej samej tenisowej sztancy co Janowicz. Obaj około dwumetrowi, mocno serwujący, nad wyraz – biorąc pod uwagę swoje parametry fizyczne – na korcie sprawni, pochodzący z domów o sportowych tradycjach, silnie związani z rodzicami, fanatycznie zaangażowanymi w ich tenisowe życie. Nawet pierwszy sukces na poważnym zawodowym turnieju, wywołujący nie tylko środowiskowy rezonans, przyszedł do nich w tym samym momencie – gdy mieli po 22 lata. Tylko że Janowicz, dziś już zbliżający się do trzydziestki, zniknął z radarów. – A Hubert jest na fali. Każdy mecz na turnieju tej rangi, co ostatnio w Indian Wells i Miami, jest dla niego przygodą. Wyjść na kort z nastawieniem: chcę i potrafię, a wyjść z poczuciem, że muszę, to ogromna różnica – mówi Radosław Szymanik, kapitan reprezentacji daviscupowej.
Rafał Chrzanowski, szef wyszkolenia Polskiego Związku Tenisowego, uważa samonarzucające się analogie za zbyt łatwe. – Hubert dojrzewał wolniej, nie miał spektakularnych sukcesów, ale sukcesywnie piął się w górę. Jurek był w finałach juniorskich turniejów wielkoszlemowych, wiązano z nim wielkie nadzieje, co na pewno spotęgowało oczekiwania oraz presję, którą zresztą sam sobie narzucał. Szymanik: – Hubert chowa emocje. To cichy, skromny, sympatyczny, inteligentny młody człowiek. No i, za sprawą rodziców, bardzo kulturalny, a w tym światku to nie jest częste zjawisko. Jurek pod względem emocjonalnym jest na drugim biegunie. Chrzanowski: – Jurek nigdy nie miał kompleksów. Na wielkoszlemowych turniejach nie kłaniał się w szatni gwiazdom. Gdy był w półfinale Wimbledonu, taki sposób bycia poczytywano za zaletę. Teraz, gdy jego kariera stoi pod znakiem zapytania, mówi się, że zaszkodził mu wybuchowy temperament.