Historia jest jak ze snu, ale przecież w żadnym innym sporcie na świecie nie żyje się marzeniami tak mocno jak w futbolu. Ledwie kilka miesięcy temu Krzysztof Piątek, 23-latek z Niemczy, wystrzelił z piłkarskiego zaścianka i zdobył ligę włoską w stylu właściwym jedynie pokoleniowym talentom. Czy Piątek wart był 35 mln euro, jakie zapłacił za niego AC Milan? Można by odpowiedzieć, że Włosi generalnie mają skłonność do przesady: wystarczyły dwa mecze w Mediolanie, by zaczęto go ubóstwiać, układać o nim piosenki czy nazywać „Bomberem”, „Robocoppa” i „Il Pistolero”. Piłkarz, który przez dwa tygodnie nie schodzi z okładki „La Gazetta dello Sport”, najważniejszego włoskiego dziennika sportowego, musi być przecież wyjątkowy.
Symbolem spontanicznej piątkomanii w Italii są zdjęcia kibiców Milanu ubranych w przerobione koszulki Gonzago Higuaina, którego polski napastnik w klubie zastąpił. Fani do numeru 9 na plecach doklejali taśmą jedynkę (Piątek gra z numerem 19), a nazwisko słynnego Argentyńczyka zastępowali odręcznie napisanym: „Piątek” lub „Piatek” (w takiej wersji występuje w gazetach). Swoją drogą, po dwóch golach Polaka w meczu z Napoli, poprawną wymowę jego nazwiska przypomniał Włochom sam Zbigniew Boniek. Piątka, czasem Piatka, chwalą zgodnie inne futbolowe legendy w całej Europie, porównując między innymi do Andrija Szewczenki, fantastycznego snajpera Milanu z poprzedniej dekady. Nam najtrudniej uwierzyć, że jeszcze osiem miesięcy temu Il Pistolero walczył z Cracovią o utrzymanie się w polskiej Ekstraklasie i jak żart traktowano zapowiedzi jego trenera, Michała Probierza, że niebawem będzie wart 30 mln euro.
– Czy spodziewałem się, że to potoczy się tak szybko? Tak. No przecież to właśnie wszystkim mówiłem – mówi dziś Probierz.