Pewien 35-letni pisarz z Brooklynu latem 2017 r. tak dzielił się na łamach „New York Timesa” swoim wielkim odkryciem: „Kilka minut mokrego dyskomfortu dziennie, jak słyszałem, ma służyć twojej skórze, emocjom, metabolizmowi i jeszcze czemuś (…). Biorę zimne prysznice codziennie od kilku miesięcy i nie odnotowałem żadnych korzyści dla mojej skóry czy trawienia. Ale zauważyłem istotną zmianę mojego nastawienia do świata”.
Jak dalej tłumaczył, niespodziewanie wyzwolił się od życia pod dyktando Ochoty/Niechęci. Ochoty do robienia czegoś bezowocnego czy wręcz szkodliwego. Niechęci do rzeczy wymagających, lecz słusznych. Lodowata woda – przyznawał – oczywiście kłuje okrutnie plecy, piersi, genitalia. Ale jeśli zniesiesz te kilka sekund, to zauważysz, jak Niechęć spływa razem z mydłem. „I nagle cały świat zakwitnie możliwościami. Ile projektów mógłbyś rozpocząć? Ilu języków się nauczyć? Jak wiele odwlekanych rozmów wreszcie przeprowadzić? A ile przegapionych deadline’ów, rujnujących dietę pączków, romansów rujnujących małżeństwa i przekrętów rujnujących kariery wzięło się z uległości wobec trajkotania Ochoty? Zimny prysznic – puentował odkrywca – w całej swej prostocie czeka na ciebie z treningiem Przezwyciężania”.
Autor artykułu „Pochwała zimnych pryszniców” być może nieświadomie wpisał się w globalny boom na mówienie o nawykach. Świadczy o nim stała obecność na listach bestsellerów książki „Siła nawyku” Charlesa Duhigga z 2012 r., ale i innych tytułów w tych kręgach uznawanych już za klasyczne: „Mindset” (2006 r.), „Drive” (2009 r.), „Willpower” (2011 r.), „Mini Habits” (2013 r.) czy wydane w tym samym roku „The ONE Thing”.