Jeszcze kilkanaście miesięcy temu szerszej publiczności poza Półwyspem Apenińskim znana była przede wszystkim dzięki mężczyznom, którzy odegrali w jej życiu istotne role. Córka wybitnego włoskiego reżysera Dario Argento i partnerka amerykańskiego kucharza Anthony’ego Bourdaina miała na swoim koncie wprawdzie szereg udanych produkcji filmowych, m.in. znakomite dramaty „Przyjaciółki od serca” (1992 r.) i „Towarzyszka podróży” z (1996 r.), ale poza Włochami zaistniała tylko w średniej jakości hollywoodzkich filmach akcji, jak „xXx” (2002 r.) czy „Ziemia żywych trupów” (2006 r.). W ostatnich latach coraz rzadziej pokazywała się na srebrnym ekranie, realizując projekty reżyserskie i producenckie. Fanom w kraju przypomniała się też jako jurorka w najnowszej edycji włoskiej odsłony „X Factora”.
Argento na czele #MeToo
Aż nadszedł październik 2017 r. i słynny wywiad z Ronanem Farrowem dla magazynu „New Yorker”, w którym opowiedziała o molestowaniu seksualnym, którego doświadczyła w latach 90. ze strony magnata kina amerykańskiego, wpływowego producenta Harveya Weinsteina. Dalszy ciąg tej historii jest już doskonale znany. W ślad za Asią poszła cała falanga gwiazd kina, co doprowadziło do wykluczenia Weinsteina z Amerykańskiej Akademii Filmowej i pogrzebało kariery kilkunastu innych protagonistów show-biznesu za oceanem. Najważniejszym skutkiem opowieści Argento było jednak powstanie prawdziwie globalnego ruchu, nazwanego #MeToo od hasztagu używanego przez kolejne osoby opowiadające o swoich doświadczeniach. Ruchu, który jak nic wcześniej spowodował, że świat wreszcie zaczął publicznie i z należytą ostrością piętnować sprawców takich zachowań.
Jak ofiara stała się drapieżnikiem
Miała więc Asia Argento ogromną szansę, by przejść do historii jako matka założycielka feministycznej rewolucji w światowym kinie. #MeToo wyszło zresztą daleko poza tę branżę, strącając z piedestału licznych dziennikarzy, polityków, celebrytów, intelektualistów czy wykładowców akademickich. I kiedy włoska aktorka wybudowała sobie już prawie pomnik za życia, nieoczekiwanie wylądowała w samym środku skandalu, który tym pomnikiem zatrząsł w posadach. Na jaw wyszła historia z 2013 r., także związana z molestowaniem seksualnym. Argento występuje w niej w roli oprawcy, seksualnego drapieżnika wykorzystującego 17-letniego wówczas aktora Jimmy’ego Bennetta. Co więcej, zapłaciła mu 380 tys. dol. za milczenie.
Włoska aktorka doskonale wiedziała, że niewyjaśniona, ciągnąca się latami historia mogłaby mocno nadszarpnąć wiarygodność całego ruchu, dlatego przelew „uciszający” Bennetta wykonała tuż po wywiadzie dla „New Yorkera”.
W późniejszych opisach sprawy pojawiła się teoria, jakoby pomysłodawcą zapłacenia młodemu aktorowi za milczenie był Anthony Bourdain, uważający Bennetta za niestabilnego emocjonalnie i stanowiącego zagrożenie dla jego związku z Asią Argento. Nie zmienia to faktu, że jedna z głównych twarzy emancypacji ofiar molestowania seksualnego dla wielu ludzi momentalnie stała się po prostu pełną hipokryzji gwiazdą show-biznesu, walczącą o popularność i pieniądze, ale przede wszystkim o uwagę opinii publicznej.
Czytaj także: Szwedzka Akademia w rozsypce. Reputację trudno będzie odbudować
Debiut w wieku 9 lat
O Argento mówi się, że została stworzona do bycia sławną i rozpoznawalną. Świadczyć o tym miała nawet data jej urodzin, dzielona z włoską aktorką wszech czasów Sofią Loren. Obie przyszły na świat 20 września, z tym że Loren w 1934 r., a Argento 41 lat później.
Rodzice – reżyser Dario Argento, jedna z najważniejszych postaci włoskiego kina akcji i mistrz gatunku filmów kryminalnych, matka, również aktorka (choć przede wszystkim telewizyjna), Daria Nicolodi – od dziecka zachęcali Asię, by robiła karierę artystyczną. Ich córka wyróżniała się nie tylko pochodzeniem i talentem, ale też... imieniem (w pełnym brzmieniu: Asia Aria Anna Maria Vittoria Rossa Argento).
Ekranowy debiut zaliczyła już w 1984 r., w wieku zaledwie 9 lat. Później, jako nastolatka, podjęła współpracę z ojcem. Wystąpiła w czterech jego filmach. Sławna stała się jednak dzięki rolom w dziełach innych reżyserów. Pierwszy wielki sukces (nie tylko komercyjny) to wspomniane „Przyjaciółki od serca”, nakręcone przez Michele Placido. Argento, jeszcze niepełnoletnia, odgrywała w tym filmie rolę 16-latki molestowanej seksualnie przez ojca (w tej roli wystąpił sam reżyser).
Czytaj także: Ile przemocy musi być w gwałcie, żeby sprawcę skazano?
Molestowana w wieku 16 lat
Po latach, gdy Asia stała się twarzą walki z przemocą seksualną, fakt ten wrócił na pierwsze strony gazet. Chwilę po ujawnieniu historii z Weinsteinem włoska aktorka poinformowała za pośrednictwem mediów społecznościowych, że jeszcze jako nastolatka była molestowana przez jednego z najbardziej znanych włoskich aktorów i reżyserów. Choć nie podała nazwiska, dodała w swoim poście, że miała wtedy niewiele ponad 16 lat. Dla mediów była to wystarczająca wskazówka – większość z nich jednogłośnie stwierdziła, że musiał to być właśnie Placido. Na łamach włoskich tabloidów pojawiły się nawet teorie, jakoby reżyser „za bardzo wczuł się w rolę” i przenosił sceny z planu za kulisy.
Sam podejrzany natychmiast zdementował te zarzuty, uznając je za „kompletnie oderwane od rzeczywistości”. Wycofywać się ze swoich deklaracji zaczęła też sama Argento. Nigdy nie twierdziła, że molestował ją reżyser, z którym akurat pracowała – dodała.
Włoskie media bezlitosne dla gwiazdy
Włoskie media są mocno podzielone w odbiorze Argento jako adwokatki ofiar molestowania. Choć nikt nie twierdzi, że oskarżenia pod adresem Weinsteina zostały zmyślone (zwłaszcza że potwierdziła je fala zeznań innych gwiazd), to już afera z Placido sprowadziła na aktorkę masę krytyki. Nawet liberalny dziennik „Corriere Della Sera” nazwał jej deklaracje polowaniem na czarownice.
Dużo ostrzejsze okazały się media konserwatywne. W nagłówkach oskarżały inicjatorkę #MeToo o cynizm, uzależnienie od bycia w centrum uwagi oraz wymyślanie historii z nienazwanym z imienia reżyserem, by uwiarygodnić jej status jako ofiary molestowania także w ojczyźnie. Prawicowy dziennik „Il Giornale”, należący do byłego premiera Silvio Berlusconiego i mocno odzwierciedlający jego szowinistyczne podejście do kobiet, opublikował nawet w listopadzie ubiegłego roku bardzo zdecydowany felieton, oskarżający (z dość typową dla konserwatywnych mediów linią argumentacji) Argento o bycie sprawczynią własnego nieszczęścia. Tekst był reakcją na słowa aktorki, twierdzącej, że jednym ze współwinnych powszechności molestowania we Włoszech jest właśnie Berlusconi, promujący kulturę mizoginizmu i dyskryminacji kobiet. Autor tekstu Luigi Mascheroni pisał, że „Asia Argento publikuje półnagie zdjęcia na Instagramie, zadaje się z demokratami w USA, a potem o wszystko obwinia Berlusconiego”. Felieton kończył się zdaniem, że ktoś taki jak ona absolutnie nie nadaje się na idola kobiet we Włoszech.
Choć felieton Mascheroniego ma już prawie rok i zawiera kilka tez tak obrzydliwych i absurdalnych, że nie można go brać na poważnie, dzisiaj wymowa tej konkluzji jest już nieco inna. Asia Argento nie jest bowiem wojowniczką bez skazy. Pytanie, jak osądzi ją historia, a przede wszystkim członkowie ruchu, który sama zapoczątkowała.
Czytaj także: Feministki od Argentyny po Japonię