Pogrom 5:0 słabiutkiej Arabii Saudyjskiej w meczu otwarcia trochę uspokoił nastroje w Rosji, generalnie pogodzonej z faktem, że reprezentacja gospodarzy długo w turnieju nie przetrwa. Roman Oreszczuk, menedżer Stanisława Czerczesowa, oddycha głęboko: – Najwyższa pora! Już się nie dało słuchać tego narzekania! Zamiast się cieszyć, że organizujemy piłkarskie święto, wieczne pretensje! Że słabo grają, że trener do niczego. A czemu ten Stasiek winny?! Ma takich piłkarzy, jakich ma. Wśród nich, i to w pierwszej jedenastce, 39-letniego stopera Siergieja Ignaszewicza – symbol dramatycznej pustki w zasobach kadrowych rosyjskiej piłki.
Do mistrzostw świata Sborna dociągnęła siłą rozpędu. Gdyby nie mundial, narodową reprezentację Rosji w piłce nożnej pewnie by rozwiązano przed dwoma laty, po klęsce na mistrzostwach Europy, czyli grupowych porażkach z Walią i Słowacją. Przynajmniej taka była wola poirytowanych kibiców – pod internetowym apelem wzywającym do radykalnego cięcia podpisało się w ciągu kilkudziesięciu godzin około miliona Rosjan.
Gotowe rozwiązania mieli politycy niemogący zdzierżyć kolejnego narodowego upokorzenia, jakie sprawili futboliści. Komuniści wezwali do skoszarowania cierpiących na charakterologiczną miękkość kadrowiczów oraz zafundowania im mobilizacji według dobrze sprawdzonych stalinowskich metod. Narodowcy apelowali o skompletowanie narodowej drużyny spośród separatystów ze wschodniej Ukrainy, dla których mateczka Rosja znaczy wiele. Putin tylko (i aż) groźnie milczał.
Klimat schyłku
Piłkarze faktycznie nie dali wówczas wielu argumentów, by wziąć ich w obronę. W internecie rekordy popularności (i oburzenia) bił film, na którym uwieczniono imprezę w ekskluzywnym klubie w Monako z udziałem dwóch piłkarzy z podstawowej jedenastki reprezentacji: Pawła Mamajewa i Aleksandra Kokorina.