Ogólnie rzecz biorąc, mówi się, że Zidane zaskoczył. Prezydenta klubu Florentino Pereza też. Dziennikarscy badacze nastrojów zauważyli na jego twarzy rozczarowanie. Nie byłbym taki pewny.
Zidane′a trudno będzie zastąpić
Oczywiście, drugiego takiego jak Zizou, który w dwa i pół roku przywiezie do Madrytu trzy puchary Ligi Mistrzów, niełatwo będzie znaleźć. Zaryzykuję nawet proroctwo, że to jest niemożliwe. To wie zarówno Zidane, jak i Perez.
Perez wie również, że kijowska wiktoria nad Liverpoolem (bez względu na jej okoliczności) uratowała Realowi sezon. W La Liga było licho. Nie dość, że Barcelona nie miała sobie równych, to jeszcze Atletico uzbierało więcej punktów. A 17 punktów dystansu do katalońskiego mistrza to duży wstyd. A do tego jeszcze trudny do wytłumaczenia wypad z Pucharu Króla już w ćwierćfinale. I to z kim? Z przeciętniakami z Leganes.
Real potrzebuje zmian
Nie jestem znawcą psychiki Pereza i jego wybitnego pracownika Zidane’a, ale jestem prawie pewny, że to wówczas u pierwszego z nich zrodziła się myśl: zwolnić, a u drugiego: odejść. Dla obu świetnie się złożyło, że do pożegnania doszło w momencie, w którym jeszcze nie opadło confetti po uroczystościach związanych ze zwycięstwem w Lidze Mistrzów.
Jeśli Zizou mówi, że Realowi potrzebna jest zmiana, to... wie, co mówi. Nawet jeśli Cristiano Ronaldo nie odejdzie, to i tak trzeba myśleć o dość gruntownej przebudowie zespołu. Może to się wiązać z przejściowymi kłopotami na boisku. A tych żaden prezes, a Florentino Perez na pewno, nie znosi.
Teraz, jak niegdyś Pep Guardiola, Zinadine Zidane pewnie będzie chciał udowodnić, że ważnych pucharów może przysporzyć również innym klubom. Chociaż niekoniecznie od razu rzuci się w wir nowych obowiązków.