ALEKSANDRA ŻELAZIŃSKA: – Czy Polska Norwegów interesuje?
NINA WITOSZEK: – Norwegowie są trochę zaszokowani, tak jak wszyscy, że Polska była najlepszym uczniem w klasie, czyli w całej Europie Wschodniej, i ni stąd, ni zowąd postanowiła iść do kąta, wymyślić swoją nową planetę, Planetę PiS. A ponieważ Norwegia w największym stopniu dokłada się do funduszy, które idą na infrastrukturę, społeczeństwo obywatelskie i budowę struktur demokratycznych w Polsce, to bardzo ją interesuje, co się dzieje z jej środkami, bo przecież one idą z kieszeni podatnika. Norwegowie mają absolutnego bzika na punkcie demokracji i pomocy krajom, które potrzebują kopa czy inspiracji w tym względzie.
Jak się to zaangażowanie w sprawy polskie objawia?
Jakiś czas temu odbyła się np. manifestacja grupy kobiet działających pod nazwą Óttar (to postać z mitologii nordyckiej). Demonstrowały przed parlamentem norweskim, krzycząc: „Keep your rosaries of our ovaries!” (dosł. Nie wtrącajcie różańców do naszych jajników). Norweżki wygłosiły kilkanaście przemówień, opowiadały, jak w latach 60. i 70. jeździły do komunistycznej Polski, żeby dokonywać aborcji. Teraz jest na odwrót, Polki jeżdżą w tym celu do Norwegii. Norweżki pytają więc, co się stało, i mówią o diabliku historii, który sprawia różne figlarne niespodzianki. Norwegowie mają silne poczucie obywatelskiej odpowiedzialności. Inteligencja zawsze interesowała się Europą Wschodnią, popierała np. Solidarność. Wielu szmuglowało do polskiego podziemia wszystko: począwszy od drukarek, kończąc na telefaksach i telefonach.
Mówi się w Norwegii o naszej nowelizacji ustawy o IPN?
Owszem. Dla Norwegów to zupełnie niezrozumiałe, że ludzie mają być zakuwani w kajdanki albo płacić wysoką grzywnę za ignorancję, słowa czy przejęzyczenia związane z „polskimi obozami śmierci”.