Byli politycy, aktorzy, aktorki, modelki, kabareciarze i kabareciarki, Rysie z „Klanu”, a także nadreprezentacja obsady filmów Patryka Vegi. Poziom tych gościnno-gospodarskich wystąpień wahał się bardziej niż kurs bitcoina – od profesjonalizmu do sztywnego czytania tekstów z kartek, niekoniecznie poprawnego. Sama ekipa chyba wcześniej wiedziała, że będzie źle. Niektórych prowadzących zapobiegawczo spychano w tło większości skeczów z ich udziałem (patrz: odcinek z Joanną Krupą).
Uczciwie trzeba zaznaczyć, że wygłoszenie otwierającego monologu to sztuka niełatwa, a i napisanie takiego ewidentnie nie jest proste, o czym kilka razy można się było boleśnie przekonać. Zawodzili nie tyle prowadzący, ile przygotowane dla nich teksty. Joanna Kurpa, Olga Bołądź, Izabella Miko, Piotr Stramowski i Katarzyna Pakosińska polegli tu tak dramatycznie – podobnie jak w późniejszych skeczach – że w rankingu nawet nie wystąpią.
10. Robert Biedroń
Sam fakt pojawienia się w top 10 prowadzących polskiej edycji „SNL” nie oznacza, że wykonało się dobrą robotę (raczej świadczy o konkurencji i ogólnym poziomie). Biedroń wyprzedza Miko czy Stramowskiego głównie dlatego, że całkiem nieźle poradził sobie w późniejszych skeczach (choć występował głównie w tle). W monologu dowiódł, że bycie popularnym politykiem i talent sceniczny niekoniecznie idą w parze. Ale nie należy winić Biedronia, on po prostu ewidentnie nie ma drygu. Jego monolog wypadł bardzo, bardzo sztucznie – winni ludzie z „SNL”, którzy lepiej by zrobili, gdyby wycofali się z pomysłu angażowania go już po pierwszych próbach.
9. Filip Chajzer
Charyzmy i obycia scenicznego Chajzerowi odmówić nie sposób, to inna liga niż Miko, Biedroń czy Krupa. Niska pozycja w zestawieniu jest więc raczej wypadkową oceny całego odcinka z jego udziałem, który był... absolutnie nijaki. Prowadzący nie potrafił zainspirować stałej obsady „SNL” i scenarzystów do opracowania choćby jednego naprawdę, naprawdę mocnego skeczu. Zamiast tego „uświetnił” więc samym sobą szereg może i zabawnych, ale niezapadających w pamięć epizodów.
8. Piotr Gąsowski
Tak jak w przypadku Filipa Chajzera – nie można odmówić Gąsowskiemu umiejętności. Gorzej z tym, co prowadzący dostał od scenarzystów. Niby próbował czegoś innego (przykładem piosenka w otwierającym monologu), później było przyzwoicie, ale w żadnym momencie nie zachwycająco.
7. Weronika Rosati
Mimo że aktorka zaskakująco dobrze wypadła na otwarciu, dając jeden z lepszych monologów w sezonie, z każdą kolejną minutą było coraz gorzej. I znowu – jak w przypadku poprzedników – trudno krytykować samą Rosati, która nie miała okazji, by zabłysnąć w roli księdza na pogrzebie czy w skeczu z Delicjami. Niestety, zamykający sezon 15. odcinek „SNL” był po prostu boleśnie nijaki.
6. Michał Piróg
Piróg był gwiazdą drugiego odcinka polskiej edycji „SNL”, więc można go oceniać tylko na tle wersji amerykańskiej i Piotra Adamczyka, który prowadził odcinek premierowy. W takim zestawieniu tancerz celebryta wypadł blado, zwłaszcza w skeczach. Z perspektywy czasu i tego, jak z tym samym zadaniem radzili sobie późniejsi prowadzący, trzeba jednak Piróga bardziej docenić. Ponadprzeciętnie wypadł zwłaszcza w monologu – może nie był rozbrajająco zabawny, ale mówił z luzem, naturalnie, miał też jakiś pomysł na to, co chce przekazać (nie to co widująca bociany Miko).
5. Piotr Cyrwus
Aktor najbardziej znany z roli w serialu „Klan” już w otwierającym monologu odniósł się do bycia „Rysiem”, później zresztą temat niejako wrócił – w skeczu z lokowaniem produktów w polskich telenowelach. I był to dobry trop. Dało się uwierzyć w zaangażowanie Cyrwusa i jego emocje. Dobrych scen pojawiło się więcej, choćby wspomniany „Katalog na życie”, parodiujący „Klan” i podobne produkcje, a także całkiem udany „Okop”. W sumie solidny odcinek.
4. Igor Kwiatkowski
Czwarte miejsce w rankingu i solidna szkolna czwórka jako ocena – tak można podsumować występ Kwiatkowskiego. Zaczął nieco rozczarowująco, bo jego skupione na czytaniu z kartek oczy raziły w monologu. Poziom podskoczył w skeczu o skoczkach i już nie spadł. No, może trochę w zamykającej epizod scence z wieczoru panieńskiego. Znowu: gdyby oceniać ten odcinek na tle oryginału, ocena musiałaby być niższa. W zestawieniu z występami w polskiej edycji Igor Kwiatkowski wyróżnia się na plus.
3. Jakub Gierszał
W tym wypadku solidny, ale nie zachwycający monolog okazał się wstępem do odcinka pełnego świetnych skeczy. Czy to zwiastun-parodia polskiego kina artystycznego, czy świetny teledysk „Wspomnienia”, w którym Gierszał brawurowo wcielał się w rolę Taco Hemingwaya, czy wreszcie przezabawne „Negocjacje” – to były jedne z najlepszych momentów w historii polskiego „SNL”. Oczywiście największa w tym zasługa scenarzystów. Ale Gierszał bardzo dobrze dopasował się do stałej ekipy i pozwolił jej wykorzystać pełen potencjał.
2. Piotr Adamczyk
Pierwszy prowadzący polskiej edycji „Saturday Night Live” tak wyśrubował poziom, że zdecydowana większość jego następców już się do niego nie zbliżyła. Czy był genialny? Nie, ale z perspektywy czasu trzeba docenić, że tak dobrze poradził sobie tam, gdzie inni polegli. Miał trudne zdanie, bo zaczynając, stawał naprzeciw oczekiwaniom narosłym przy oglądaniu oryginalnej edycji. Spora część skeczy z udziałem Adamczyka przetrwała jednak próbę czasu i nie zaciera się w pamięci jak występy Chajzera czy Bołądź. „Milion w narodzie”, „Piszczałka” czy krótki „ASAP” bawią i teraz, oglądane po raz wtóry.
1. Tomasz Karolak
Na wysoką ocenę występu Karolaka złożyło się wiele rzeczy. Także... wpadek. Przede wszystkim trzeba docenić metodę aktora, który – inaczej niż spora część prowadzących – w zasadzie zignorował możliwość podpierania się kartkami. Mówił z pamięci. Przełożyło się to oczywiście na potknięcia, dało jednak olbrzymią dawkę energii, naturalność, niemalże jak w scenach improwizowanych.
Przemawia za nim i to, że scenarzyści wspięli się na wyżyny i przygotowali kilka naprawdę dobrych skeczy, poczynając od parodiującej produkcję TVP „Rodzinki Królów”, przez naśmiewające się z dorobku samego Karolaka „Masterclass”, po doskonale zagranego na spółkę z Michałem Zielińskim „Karolaka Złośliwego”.
Zwieńczeniem był „Król Salomon”. Obsada i Karolak próbowali wygłaszać swoje kwestie, walcząc z napadami śmiechu. Ale o dziwo nie położyli skeczu, wręcz przeciwnie – przypomniały się uroki programu nadawanego na żywo, aktorzy pokazali się z innej strony, a rysa w produkcji była urzekająca i zabawna.