To nic zaskakującego. Wiadomo, że, łatwo będzie w nas rozpoznać zwolenników konkretnej partii politycznej czy klubu piłkarskiego, jeśli zostawiamy na Facebooku takie polubienia. Dla internetowego giganta tak spersonalizowana informacja o nas to żyła złota.
Ale nasze polubienia odsłaniają znacznie więcej, niż sądzimy. W 2013 roku badacze z Uniwersytetu Stanforda i Uniwersytetu Cambridge stwierdzili, że na podstawie naszych polubień komputerowy algorytm może bez trudu rozpoznać płeć czy poglądy polityczne. W większości przypadków trafnie określa też stan cywilny (65 proc.), skłonność do używek (73 proc.), jeszcze trafniej odgaduje wyznanie (82 proc.) i orientację seksualną (w 88 proc.). To już trochę niepokojące, bo facebookowe polubienia treści publicznych są widoczne dla wszystkich.
W 2015 roku badacze z Uniwersytetu Cambridge (wśród nich Polak, dr Michał Kosiński) stwierdzili ponadto, że szczegółowa analiza polubień pozwala na określenie naszego profilu psychologicznego.
Czego Facebook może się o nas dowiedzieć?
W Europie zbieranie tak szczegółowych danych o użytkownikach o dziwo nie budzi entuzjazmu, wręcz przeciwnie. We wrześniu ubiegłego roku hiszpańska agencja do spraw ochrony danych osobowych nałożyła na społecznościowego giganta karę 1,2 miliona euro za wyświetlanie użytkownikom reklam opartych na danych o poglądach politycznych, religijnych i seksualności, na zbieranie których użytkownicy nie wyrazili bezpośredniej zgody.
Badaczom z Uniwersytetu Karola III w Madrycie udało się ustalić bardziej szczegółowo, jak Facebook nas profiluje. Aby pokazać, jak łatwo wsunąć nas do odpowiedniej przegródki, badacze wykupili trzy kampanie reklamowe: adresowaną do użytkowników zainteresowanych religiami, do zainteresowanych hasłem „radykalny feminizm” lub „socjalizm” i do zainteresowanych tematem trans- i homoseksualizmu. Za 35 euro dotarli do 25 tysięcy użytkowników z trzech takich grup.
Czytaj także: Jak działają algorytmy Facebooka?
Europejczycy odbiorcami reklam spersonalizowanych
Badacze stworzyli też narzędzie (nakładkę do przeglądarki) pozwalające określić, ile wpływów przyniesie wyświetlenie reklamy danemu użytkownikowi oraz dlaczego została mu ona wyświetlona. Z narzędzia skorzystały ponad trzy tysiące osób, którym przez rok Facebook wyświetlił około 5,5 miliona reklam. Wśród parametrów, którymi serwis uzasadniał wyświetlenie danej reklamy w wykupionej przez badaczy kampanii, znalazły się informacje dotyczące poglądów politycznych, religii, zdrowia, seksualności czy pochodzenia etnicznego.
Reklamy sprofilowane pod kątem tych kategorii otrzymywało ponad 90 proc. badanych. Jeśli przełożyć to na liczbę użytkowników Facebooka w Europie, reklamy sprofilowane wyświetlają się 200 milionom ludzi, twierdzą badacze. To ponad 70 proc. użytkowników portalu na kontynencie.
Facebook broni się, że „zainteresowanie” jakimś tematem nie oznacza jeszcze, że ktoś jest religijny, ma konkretne poglądy i cechy. Jego polityka zbierania danych – dodaje – jest zaś zgodna z irlandzkim prawem o ochronie danych osobowych (tam został zarejestrowany europejski oddział firmy).
Czytaj także: W 2018 roku Mark Zuckerberg postanowił naprawić Facebooka
Czy RODO ochroni naszą prywatność w internecie?
W maju tego roku wejdzie w życie nowe prawo unijne, General Data Protection Regulation (GDPR), czyli rozporządzenie o ochronie danych osobowych (RODO), które zabrania firmom zbierania tak wrażliwych danych i przetwarzania ich bez zgody użytkownika. Internetowi giganci będą musieli dostosować do niego swoje regulaminy.
Ale większość z nas zapewne nie będzie chciała rezygnować z korzystania z ich usług. Gdy wyświetli im się powiadomienie o zmianie polityki prywatności, po prostu kliknie „zaakceptuj”. Google i Facebook to monopoliści, a niekorzystanie z ich usług – jeśli nie chce się pozostawiać swoich danych internetowym gigantom – jest po prostu trudne.