Prawie każdemu zdarzyło się choć raz mówić przez sen. Rzecz jasna, dowiedział się o tym następnego dnia od osoby, która miała okazję posłuchać tych nocnych pogawędek. I choć najczęściej chodziło o pojedyncze słowa lub zdania, wymamrotane bez ładu i składu, to w głowie zapala się czerwona lampka, że być może następnym razem powie się coś, co przysporzy prawdziwych kłopotów.
Winą można obarczyć podświadomość, która w momencie kiedy mózg odpoczywa, wypuszcza słowa niczym z puszki Pandory. Mówienie przez sen w większości przypadków nie jest szkodliwe (choć może być uciążliwe dla osoby śpiącej razem z nami), a niepokoić się należy wtedy, gdy niegroźne bełkotanie zamieni się w lunatykowanie czy stany lękowe.
Dlaczego mówimy przez sen?
Według naukowców mówienie przez sen wynika ze stresu towarzyszącego nam w ciągu dnia lub jest konsekwencją wstrzemięźliwości słownej. Perfekcjoniści, którzy duszą w sobie to, co chcieliby powiedzieć, mogą w nocy wyładowywać napięcie właśnie poprzez wypowiadanie słów, które na co dzień uporczywie tłamszą. W rozmowie z „The Guardian” dr Nerina Ramlakhan, lekarka snu i autorka książek, stwierdza, że mówienie przez sen może być efektem nadmiernego stymulowania układu nerwowego poprzez przesadne korzystanie z technologii przed snem czy spożycie dużej dawki kofeiny.
Przez sen lubimy mówić wulgaryzmy
Nie ma zasady co do wypowiadanych przez sen słów. Ale francuskim naukowcom udało się ustalić, jakie wyrazy przeważają podczas nocnego mamrotania. Najczęściej wypowiadanym słowem okazało się „nie”, zaraz po nim uplasował się wulgaryzm „p*******ć, którego używamy aż 800 razy częściej w trakcie spania niż w ciągu dnia.
I to właśnie przekleństwa przeważały podczas nocnego monologu. Naukowcy z Uniwersytetu Paryskiego wykazali, że nawet najbardziej łagodne i dobrze wychowane osoby w trakcie snu rezygnowały z hamulców i klęły jak szewcy. W operowaniu wulgaryzmami w nocnym gadaniu przeważali mężczyźni, choć i kobiety rzadziej niż w ciągu dnia posługiwały się grzecznymi słówkami.