Cyrki się zamyka, ogrody zoologiczne budzą mieszane uczucia, przybywa wegetarian i wegan. Rozstanie ze zwierzętami domowymi – wyłącznie dla ich dobra – byłoby logicznym ciągiem dalszym. Głównie dlatego, że we współczesnych relacjach człowieka ze zwierzętami nie ma pełnej symetrii ani całkowitej wzajemności – najczęściej to pupile są dla ludzi, a nie na odwrót.
Niektórym zaczyna to przeszkadzać. Dyskusja o tym, czy posiadanie zwierząt w ogóle jest etyczne, toczy się ostatnio w Wielkiej Brytanii. Z tegorocznego sondażu firmy Nationwide Home Insurance wynika, że 24 proc. tamtejszych właścicieli zwierząt kocha je bardziej niż najbliższych przyjaciół (tych z gatunku ludzkiego), 12 proc. – bardziej niż życiowych partnerów, i aż 9 proc. – bardziej niż własne dzieci! Blisko 90 proc. mieszkańców Wysp uważa psy czy koty za członków najbliższej rodziny – to z kolei wniosek z badań portalu Ancestry.co.uk, który pomaga Brytyjczykom poukładać ich indywidualne drzewa genealogiczne. Nie powinno więc dziwić, że 16 proc. mieszkańców Wielkiej Brytanii w 2011 r. wciągnęło zwierzęta do powszechnego spisu ludności, uznając je za pełnoprawnych obywateli. Polacy tak daleko się nie posuwają, ale według niedawnych badań CBOS 36 proc. z nich wierzy, że zwierzęta też mają dusze. Na zwierzę domowe zdecydowało się 52 proc. Polaków, 4 proc. więcej niż w 2014 r. – to już tegoroczne dane Kantar Public.
Rozmaici naukowcy widzą w tym paradoks: jeśli już tak ewidentnie uczłowieczamy zwierzęta, to dlaczego odmawiamy im prawa do decydowania o sobie samych? I w czym są lepsze psy czy koty od świń, krów czy norek, w których rzadko widzimy czujące istoty, a częściej przyszłe obiady i futra?
Niewola miłości
„To, że traktujemy zwierzęta jak towar, ani nie jest nowe, ani szokujące.