By być na bieżąco, emitowany w Stanach w niedzielę o 23.00 program John Oliver nagrywa o 18.00 tego samego dnia. Nie daje to zbyt wielkiego pola manewru, gdyby coś poszło nie tak – a to się zdarza. Nagranie piątego epizodu najnowszego sezonu, poświęconego w większości American Health Care Act, czyli nowej ustawie zdrowotnej, opóźniło się o ponad godzinę, podczas której widownia czekała w korytarzach budynku CBS Broadcast Center w Nowym Jorku. Kierowniczka planu informowała, że zespół do ostatniej chwili poprawia teksty dla Olivera. Sam prowadzący wyjaśnił na planie, że musieli konsultować się z prawnikami, bo przygotowali parodię reklamy Samsunga, w której kolejne sprzęty tego producenta samoczynnie wybuchały. – Trafiliśmy na pewne prawne przeszkody – mówił. – I albo je pokonamy, albo się o nie wypier…imy.
W kontakcie z publicznością John Oliver jest równie bezpośredni i nieskrępowany poprawnością polityczną jak w swoim nagrywanym dla HBO „Przeglądzie tygodnia”.
Ostatecznie nagranie zakończono kilka minut po 20, przy czym zdecydowaną większość czasu zajęły przygotowania, bo Oliver trwający pół godziny materiał nagrał w… pół godziny. Pomylił się raz – gdy musiał przeczytać naprawdę skomplikowany, prześmiewczy tytuł książki Donalda Trumpa. Oglądane później przez telewidzów i internautów odcinki nie są więc wyimkami z wielu godzin materiałów, ale raczej zapisem występu komika na żywo.
Dziennikarski stand-up
Oliverowi zresztą to porównanie by się spodobało, bo choć wszyscy nazywają go dziennikarzem – dodając często, że świetnym i wielokrotnie nagradzanym – on sam uparcie odrzuca to miano i twierdzi, że robi po prostu program satyryczny. I od strony realizacyjnej tak to wygląda – jak wieczór komediowy.