Artykuł w wersji audio
Marshall McLuhan przewidział wiele, ale nie spodziewał się chyba, że przyjdzie nam żyć w czasach, w których brak emotikonu z pierogiem media uznają za „istotny problem społeczny”, a specjaliści od języka Unicode – systemu znaków odpowiadającego m.in. za jednolite kodowanie internetowych ideogramów – brak ikonki hummusu na Twitterze czy Messengerze nazwą „zagadnieniem kulturowym”.
W pojawiających się w sieci petycjach weganie piszą, że brak hummusu nie pozwala im wyrażać siebie, a muzułmanie narzekają na dyskryminację. No bo jak to: jest burrito, spaghetti, a nawet curry z ryżem, a nie ma hummusu? Walka o zatwierdzenie przez specjalne Konsorcjum Unicode toczy się o tzw. emoji (termin oznaczający emotikon obrazkowy, inny od znakowego) kanapki i czosnku. Katalończycy z kolei lobbują do szefów smartfonowego komunikatora WhatsApp w sprawie ikonki porrón – szklanego naczynia z długim dzióbkiem, używanego tradycyjnie do picia wina. Petycję z hasztagiem #porrónemoji podpisało już ponad 2,5 tys. osób. Kulinarne emotikony wydają się dziś wirtualnym towarem pierwszej potrzeby: odzwierciedlają nastroje społeczne, pokazują i odrębności kulturowe, i unifikację potrzeb globalizacji.
I znów kłania się McLuhan – główny prorok kultury obrazkowej i globalnej wioski. Co by powiedział na to, że brytyjski minister zdrowia poprosił internetowych gigantów o cenzurowanie wysyłanych przez nieletnich wiadomości zawierających bakłażana, bo kojarzy się z propozycją seksualną i męskim przyrodzeniem? Może zażartowałby, że młodzież wkracza właśnie w wiek prawdziwej komunikacji. Postępów masowego komunikowania zatrzymać się nie da, a emotikon we wrześniu tego roku obchodzić będzie 35. urodziny. Wśród około 2 tys. emoji zatwierdzonych przez Konsorcjum Unicode kulinarne ikonki stanowią dziś ilościowo skromne, ale bardzo istotne miejsce. Niedawno powstała pierwsza restauracja, w której miejsce tradycyjnego menu zajęło takie z emotikonami w roli głównej (The Little Yellow Door w Notting Hill). I pożądane, bo przecież ikonki muszą być na tyle zróżnicowane, aby można było nimi oznaczyć wszystkie dania w karcie. A to nie takie proste zadanie do wykonania.
Obrazkowe i obraźliwe
Temperaturę oczekiwania na ogłoszenie kandydatów na emotikony obrazkowe w wirtualnym świecie można porównać do poziomu ekscytacji po nominacjach do Oscarów i nagród Grammy. Wspomniane już zacne gremium, skupione w Konsorcjum Unicode, ogłasza co roku plany dotyczące wprowadzenia nowych ikon emoji. Wśród kulinarnych wybrańców na ten rok znalazły się miska z łyżką, kubek ze słomką, pałeczki, pieróg, precel, brokuł, kokos, ciastko z niespodzianką, ciasto (ikonka przypomina okrągłą amerykańską szarlotkę z kruchym wierzchem), stek, kanapka, jedzenie w puszce i chińszczyzna na wynos.
Które z nominowanych znaków zostaną wybrane do użytkowania, dowiemy się wczesnym latem. Wybierają przedstawiciele m.in. Apple, Google’a, Facebooka i Microsoftu, instytutów naukowych oraz instytucji zajmujących się standaryzacją obowiązujących na świecie norm, jak Międzynarodowa Organizacja Normalizacyjna. Co roku powstaje kolejna, nowocześniejsza i bardziej zunifikowana wersja systemu znaków Unicode. Wszystko po to, aby emotikony były zrozumiałe dla użytkowników na całym świecie. Konsorcjum zatwierdza grafiki mające się pojawić we wszelkich systemach (Android, iOS, Windows), komunikatorach Messenger, WhatsApp (tu używane są emotikony Apple) czy mediach społecznościowych Facebook i Twitter. Ikonki wszędzie przedstawiają te same przedmioty, ale każda firma projektuje je według nieco innej szaty graficznej. Np. na kawałku pizzy z kiełbasą pepperoni w telefonach LG są czarne oliwki, a w komunikatorach i urządzeniach Google’a (m.in. Google Hangouts i smartfony Nexus) plasterki papryczki jalapeńo.
Można się dziwić, dlaczego w 2017 r. emotikony kulinarne stanowią niewiele ponad 4 proc. wszystkich emoji, jednak inne ikonki też wolno idą z duchem czasu. Kiedy trzy lata temu na Facebooku pojawiła się darmowa aplikacja z emotikonami przedstawiającymi homoseksualne pary trzymające się za ręce, prawicowy dziennikarz Cezary Gmyz napisał na Twitterze: „Jeśli FB nie usunie tego do końca tygodnia, to kasuję swój profil i nie ma to tamto”. Sprawdziliśmy: jego konto dalej działa w najlepsze. Ale nie był w swoich opiniach odosobiony. W sieci roiło się od petycji nawołujących do bojkotu dziecka Marka Zuckerberga.
Z kolei emoji z osobami o różnym kolorze skóry pojawiły się dopiero w czerwcu ub.r., a te z ludźmi o rudych włosach trafią do użytku za rok, kiedy producenci systemów operacyjnych będą wdrażać kolejne zestawy znaków. Walka o szeroko pojęte równouprawnienie trwa więc także na wirtualnym polu. Według badania Emoji Report przeprowadzonego w ub.r. w USA przez firmę Emogi, ponad 73 proc. osób twierdzi, że regularnie komunikuje się, używając ikon emoji, a trzy czwarte badanych chciałoby, żeby były bardziej różnorodne i pozwalały na „głębsze wyrażenie siebie”. Użytkownicy prosili też o wyraźne zróżnicowanie grafik filiżanki kawy i kufla piwa.
Personalizacja pieroga
Wróćmy do „zagadnienia kulturowego”, jakim według portalu Eater jest brak hummusu. Jak się okazuje, wdrożenie konkretnej ikony emoji to nie tylko problem ewentualnego światopoglądu członków Konsorcjum, ale przede wszystkim kwestia techniczna. Grafika ma się wizualnie wyróżniać i być czytelna dla mieszkańca każdego kraju świata. W przypadku hummusu, kiełbasy czy kanapki nie jest to łatwe. „To śliska sprawa, bo ikonka musi posiadać choćby minimum cech pozwalających przemówić do każdego odbiorcy. Dla przykładu trudno byłoby zaprojektować żołędzia i kasztana tak, żeby widać było różnicę, podobnie z niuansami kolorystycznymi” – tłumaczył w amerykańskim publicznym radiu NPR Gedeon Maheux, współzałożyciel firmy The Iconfactory, zajmującej się m.in. tworzeniem emotikonów.
Słowo dyskryminacja pojawia się nie tylko w kontekście hummusu, ale i pierogów. Dzięki kampanii crowdfundingowej na Kickstarterze, zainicjowanej przez byłą dziennikarkę „New York Timesa” Jennifer 8. Lee, udało się zebrać ponad 12 tys. dol., aby dofinansować wdrożenie ikony emoji pieroga. „Rosja ma pielmieni, Japonia gyozę, Gruzja chinkali, Włochy ravioli. Dlatego pytamy: gdzie są pierogi?” – pisali organizatorzy kampanii „The Dumpling Project”. Co prawda kulturowej personalizacji potrawy na razie nie będzie, ale jeśli kandydatura grafiki uzyska akceptację Konsorcjum Unicode, do komunikatorów i mediów społecznościowych trafi pieróg ustandaryzowany, najbardziej przypominający kształtem ten popularny u nas.
Informacja o ogłoszeniu o pracę, zamieszczonym pod koniec ub.r. przez londyńską firmę Today Translations, obiegła media na całym świecie. Brytyjczycy szukali specjalisty ds. tłumaczenia emotikonów. Szefowa firmy Jurga Żilinskiene wyjaśniała w rozmowie z BBC, że profesjonalista pomoże rozwiać nieporozumienia machającej dłoni, która na Zachodzie jest tożsama z pożegnaniem, a w Chinach z zakończeniem przyjaźni, czy bakłażana (niewtajemniczeni mogą nie wiedzieć, że oznacza też propozycję seksualną). W końcu nie każdy przegląda Instagrama w poszukiwaniu hasztagu #EggplantFriday, którym oznacza się tu zdjęcia mężczyzn (także osób publicznych, jak komik Kevin Hart, wokalista Nick Jonas i inni) eksponujących swoje przyrodzenia.
Prawdopodobnie było to pierwsze takie ogłoszenie, ale w przyszłości można się ich spodziewać więcej, bo wśród emotikonów kulinarnych problematyczny bywa nie tylko bakłażan. Po wydaniu przez Beyoncé albumu „Lemonade” ikonka cytryny została użyta ponad 2 mln razy w ciągu tylko jednego miesiąca – właśnie po to, by skrótowo nawiązać do tego albumu. Fani wokalistki, która śpiewała na płycie, że została zdradzona przez męża z „Becky z dobrymi włosami”, zostawili na profilach społecznościowych domniemanej kandydatki na „Becky” – projektantki mody Rachel Roy – tysiące ikon cytryny. I znów owoc stał się symbolem złości i zemsty.
Kolejny problem sprawia croissant, używany jako znak sprzeciwu wobec Brexitu. Takie właśnie dodatkowe znaczenie pojawiło się, kiedy sieć Tesco w swoich brytyjskich sklepach zaczęła sprzedawać prostego croissanta, bo klienci narzekali, że mają trudności z rozsmarowaniem masła na tym w kształcie półksiężyca. Dla ułatwienia odczytywania ukrytych znaczeń emotikonów powstał ich wirtualny słownik (Emoji Dictionary) i encyklopedia (Emojipedia).
Emotikony dzielą, ale powstały też po to, aby zbliżać i angażować. Dwa lata temu z okazji wizyty papieża Franciszka w USA wypuszczono na rynek tzw. Pope Emoji. Grafiki, dostępne m.in. w iTunes i Google Play, pokazują, jak papież tweetuje, modli się, gra w amerykański football i ogólnie jest swój chłop, bo wcina długą bagietkę ze stekiem i żółtym serem, tak dużą, że nie może jej ugryźć. Czy nie wszyscy czasem tak mamy? Nie po raz pierwszy emoji zostały wykorzystane, aby zbliżyć się do odbiorcy. Sieć restauracji McDonald’s nie tylko użyła ich w telewizyjnej reklamie, stworzyła też z tej okazji specjalną aplikację. A dzięki staraniom właścicieli sieci Taco Bell, specjalizującej się w kuchniach meksykańskiej i Tex-Mex, w 2015 r. do użytku trafiła ikonka przedstawiająca taco z mielonym mięsem i warzywami.
Najeść się emotem
Japończycy są w tej dziedzinie na uprzywilejowanej pozycji. Mimo że najpopularniejszą na świecie ikonką emoji w kategorii „jedzenie” jest tort, który w statystykach wyprzedził kawałek pizzy, kufel piwa i filiżankę kawy, najwięcej grafik przedstawia dania kuchni japońskiej (krakersy ryżowe, sushi, deser dango z mąki ryżowej, zupa ramen czy oden – danie złożone z jajka na twardo, rzodkwi daikon i innych składników, często podawane w bulionie dashi). Nic dziwnego – to Japończyk Shigetaka Kurita jako pierwszy stworzył w 1998 r. dla tamtejszej sieci komórkowej NTT DoCoMo pierwszą grafikę z uśmiechniętą buźką. A samo słowo emoji pochodzi właśnie z języka japońskiego i oznacza piktogram. 17 lat wcześniej Scott Fahlman, amerykański informatyk z Carnegie Mellon University w Pittsburghu, użył prostych emotikonów znakowych :-) i :-( oznaczających radość i smutek, ale za twórcę tych współczesnych, graficznych, uważa się Kuritę.
Na Zachód emoji docierało jednak z oporami – do dziś kulinarne i inne specjalistyczne ikonki muszą walczyć o równouprawnienie. Ale dużo się zmienia. Świadczy o tym wspomniany wyżej przykład restauracji The Little Yellow Door. Sieć pizzerii Domino umożliwiła swoim klientom tweetowanie zamówień za pośrednictwem emoji. Pomysł spotkał się z dużym zainteresowaniem, ale wegetarianie poprosili zaraz o wprowadzenie grafiki pizzy bez kiełbasy pepperoni. Z kolei dziennikarka Keylsey Rexroat, która relacjonowała dla miesięcznika „The Atlantic” swoją tygodniową dietę złożoną wyłącznie z tych dań, których ikonki znalazła w swoim telefonie, zapisała się do grupy Team Sandwich, zrzeszającej osoby lobbujące za wdrożeniem ikonki kanapki.
Emoji zadomowiły się w końcu w wirtualnej przestrzeni (pisaliśmy o tym szerzej również w POLITYCE 38/14), popkulturze i społecznej świadomości, a celebryci świetnie na nich zarabiają, tworząc własne ikonki. W październiku na ekrany polskich kin wejdzie animacja 3D „Emotki. Film” (reż. Anthony Leondis). Opowiada o emotikonie obdarzonym wieloma funkcjami, który chciałby, wzorem kolegów, mieć jedną ekspresję twarzy: spokój i normalność. Wśród pozostałych bohaterów zobaczymy gadające ikonki ciastka i loda w waflu. I to nie jest żart.