Zaczęło się niewinnie. W styczniowy poranek szeryf Dale Schmidt został powiadomiony, że na jednej z dróg w hrabstwie Dodge w Wisconsin leżą setki tysięcy niezidentyfikowanych czerwonych drażetek nieznanego pochodzenia. Po przyjeździe na miejsce „zbrodni” szeryf zidentyfikował pastylki jako cukierki marki Skittles.
„Nie było na nich litery »S«, ale po zapachu można było definitywnie poznać, że to Skittlesy” – powiedział szeryf w rozmowie z dziennikarzem CNN.
Leżące na ulicy cukierki nie stanowiły przeszkody dla ruchu drogowego, a nawet nieco go usprawniały, ponieważ jak się okazało, tysiące cukierków na śliskiej drodze stanowczo zwiększa przyczepność samochodów. Ale tajemnica wciąż czekała na rozwiązanie, a funkcjonariusze biura szeryfa postanowili doprowadzić ją do końca.
Krowy i Skittlesy, czyli słodka tajemnica Wisconsin
Skąd wzięły się cukierki na drodze stanowej? Funkcjonariusze ustalili, że spadły z ciężarówki, która wiozła czerwone drażetki na jedną z okolicznych farm bydła. Ale po co farmerom setki tysięcy cukierków? Okazało się, że Skittlesy służą tamtejszym za krowom za... paszę. Do tego proceder ten trwa od lat i nikt nie zna prawdziwej skali zjawiska.
W normalnych okolicznościach farmerzy nakarmiliby krowy kukurydzą. Z tym że w USA jej ceny od lat rosną, przez co hodowcy krów zaczęli rozglądać się za tańszymi zamiennikami dla pochłanianych przez zwierzęta węglowodanów. Najwyraźniej w pewnym momencie doszli do wniosku, że cukierki z błędami fabrycznymi, które w normalnych okolicznościach trafiłyby na śmietnik, przydadzą się im dużo bardziej. Jak dowiedziało się CNN, proceder stał się powszechny dopiero po 2012 roku, ale na mniejszą skalę miał miejsce już od dziesięcioleci!
„To bardzo dobry sposób na zmniejszenie kosztów karmienia krów, dzięki czemu można dostarczyć konsumentom tańszy produkt, ale nie oznacza, że jest to działanie moralne” – powiedziała CNN Ki Fanning, specjalistka od żywienia bydła pracująca dla Great Plains Livestock Consulting.
Specjaliści zwracają uwagę, że krowy nie są chodzącymi przetwórniami odpadów i nie można ich tak traktować. Hodowane na mięso bydło i tak nie ma szczególnie przyjemnego życia, a karmienie go wysoko przetworzonym, naładowanym cukrem jedzeniem, które nie ma nic wspólnego z ich naturalnym pokarmem, jest zdecydowanie niemoralne.
Tymczasem amerykańska opinia publiczna nie wydała się tą sprawą specjalnie wstrząśnięta. Z całą pewnością jednak zamieszczone przez biuro szeryfa wyjaśnienie sprawy czerwonych cukierków było dla mieszkańców hrabstwa Dodge dużym szokiem. Jednak wśród znajdujących się pod odpowiednią notką na Facebooku komentarzy niewiele było tych, które wyrażały oburzenie zaistniałą sytuacją.
Czyżby Amerykanie byli przyzwyczajeni do takich ekscesów? A może cała historia wydała im się tak (na pierwszy rzut oka) śmieszna i sympatyczna, że trudno było ją wziąć na poważnie? Pytania pozostają otwarte, a Europejczycy mogą jedynie mieć nadzieję, że rodzime farmy krów nie kryją podobnie „słodkich” tajemnic.