Ach, ci prezydenci
Skandaliści w Białym Domu: Donald Trump nie będzie pierwszy
Skandale z udziałem Trumpa wyciągane na widok publiczny w trakcie kampanii wyborczej niejednego komentatora zmuszały do wyciągania niezwykle kategorycznych wniosków: „Ameryka takiego prezydenta jeszcze nie miała!”. Nie miała? Amerykańska demokracja wyhodowała więcej ekscentrycznych przywódców z osobliwymi zainteresowaniami, życiorysami i poglądami niż wszystkie europejskie razem wzięte. W przeszłości Ameryka wybierała na ojca narodu półanalfabetę i hazardzistę, seksoholika chwalącego się rozmiarem swojego przyrodzenia, dwóch polityków, którzy widzieli UFO, i dwóch takich, którzy trzymali w łazience aligatory.
Zaciągnął się, ale nie palił
Harry’emu Trumanowi (rządził w latach 1945–53) drogi do Białego Domu nie zamknęło członkostwo w Ku Klux Klanie. W połowie lat 20. ubiegłego stulecia do wstąpienia do rasistowskiej organizacji namówili go koledzy z Partii Demokratycznej – Truman pracował jako sędzia w Jackson County w stanie Missouri, a dobre stosunki z KKK miały pomóc mu w dalszej politycznej karierze. Później jego współpracownicy tłumaczyli, że choć prezydent zapłacił 10 dol. wpisowego, szybko zerwał z zakapturzonym towarzystwem: „Był tylko członkiem, nie uczestniczył w żaden sposób w działalności Ku Klux Klanu” – zarzekał się Spencer Salisbury, jeden z tych, którzy doradzili Trumanowi ten karkołomny manewr.
Truman, już jako prezydent, czasem szybciej działał, niż myślał i nie chodzi tu akurat o użycie bomby atomowej, lecz jego córkę Margaret. Była śpiewaczką z ambicjami, ale bez większych sukcesów. Przyczyny ich braku 6 grudnia 1950 r. podsumował dziennik „Washington Post”, komentujący występ panny Truman w samej stolicy: „Nie potrafi śpiewać zbyt dobrze i nie bardzo widać, by robiła postępy”.