Owszem, nie ma tam trzytysięczników z lodowcami i stacji narciarskich z dwoma setkami kilometrów tras. Ale nie ma też tłumów na stokach i hucznych, czasem do przesady, imprez apres ski. Są natomiast przyzwoite zbocza dwutysięczników z możliwością urozmaiconych zjazdów – od takich dla całych rodzin przez niemal sportowe, a w końcu freeride’owe właśnie.
Wszystko zaś w otoczeniu wielkich widoków (niektóre są wpisane na listę krajobrazowego dziedzictwa UNESCO), nieskażonych – w przeciwieństwie do już tylu innych miejsc – monstrualnymi kompleksami górskich kolejek i restauracji. Tym bardziej więc można tam cieszyć się nadal dziką naturą, ciszą i radośnie leniwym, by tak rzec, tempem tamtejszych nart. Na sielankowy nastrój wpływają wreszcie przyzwoite, czyli niższe niż w większości alpejskich (ale i niektórych polskich) ośrodków ceny noclegów, karnetów i posiłków w przytulnych chatach na stoku – bo i z nich słynie region.
*
Informacje o regionie w języku polskim dostępne są na stronie www.gorna-austria.pl
Narty w Górnej Austrii koncentrują się w siedmiu stacjach. Największym obszarem jest Dachstein West na granicy z Ziemią Salzburską. Wyróżnia się rekordowymi 140 kilometrami przygotowanych tras zjazdowych. Przeważają te średniej długości i trudności („czarnych” jest ledwie 12 km), więc gości traktujących narty jako przyjemność, a nie wyczyn, jest tu najwięcej. Nie bez powodu też w Gosau, jednym z trzech miasteczek regionu, wiele hoteli chwali się rozmaitymi udogodnieniami dla rodzin z dziećmi.