Diabeł z „Plebanii”
Niezwykła kariera Janusza Tracza, diabła z „Plebanii”
Może i zgrzebna rodzima telenowela „Plebania” ma się tak do „Breaking Bad” jak państwo Majdanowie do Beckhamów i jak parawany na bałtyckich plażach do prywatnych wysp na Karaibach. Ale są ludzie, którzy marzą o tzw. spin-offie „Plebanii” z Januszem Traczem, groteskowym, wiejskim mafiosem w roli głównej, i mają stuprocentową pewność, że przebiłby on swoją popularnością „Better Call Saul”, serial stworzony z pobocznego wątku „Breaking Bad”. Czy zatem władze TVP nie powinny tego apelu wysłuchać? W końcu – jak by powiedział Janusz Tracz – „Nie odmawia się, kiedy pieniądz woła”.
Kim jest Tracz?
Gdyby spróbować scharakteryzować tego bohatera, należałoby powiedzieć, że przede wszystkim jest zły. „Ja nie pracuję na godziny. Ja wyrządzam zło na akord” – mówi na ekranie monotonnym głosem, z absolutnie niecharakterystyczną, kamienną miną. W „Plebanii”, budżetowym tasiemcu z ubogim scenariuszem, scenografią i aktorstwem, był najbogatszym mieszkańcem udającej Podkarpacie wsi Tulczyn. Swoje imperium niegodziwości zbudował na przygranicznym handlu alkoholem, żywym towarem, a nawet bronią. Na kontrolowanym przez siebie terenie przejmuje nieruchomości, zastrasza i szantażuje lokalną społeczność, włącznie z samorządem i miejscową parafią. I to wszystko w roli drugoplanowej, jaką rozpisali mu twórcy serialu.
Wystarczy zresztą Tracza posłuchać i pooglądać. W serwisie YouTube można znaleźć setki powycinanych scen z „Plebanii”, w których gangster grany przez Dariusza Kowalskiego a to terroryzuje miejscowego ekologa, a to znęca się nad swoimi gosposiami (dialog z jedną z nich – Tracz: „Ja się tutaj bawię, ty pracujesz”. Gosposia: „A w nocy?