„Na początku sądziłam, że moja córka się w coś bawi” ‒ opisuje na Facebooku swoją pierwszą reakcję Stacey Feeley, mieszkanka Michigan. Przyłapała swoją 3-letnią córkę w łazience, kiedy dziewczynka stała na toalecie. Planowała wysłać zdjęcie mężowi. Chciała mu pokazać, co znowu przeskrobała.
„Potem się rozpłakałam, kiedy wytłumaczyła mi, że tak należy się zachować, kiedy uzbrojony zamachowiec wtargnie do szkoły, a ona wtedy będzie w łazience” ‒ dodaje Feeley. Dziewczyna uczyła się tego w żłobku.
Feeley poczuła wtedy, że jej 3-letnia córka nie jest już naiwnym dzieckiem. Zrozumiała, że bierność rządu, który nie zamierza zmienić regulacji dotyczących posiadania broni, wpływa też na najbardziej niewinnych.
Amerykanka podzieliła się swoim zdjęciem na Facebooku. Opublikowała je tuż po największej w historii strzelaninie w USA, do której doszło 12 czerwca w Orlando. Bilans ofiar przewyższył ten z masakry na politechnice w Wirginii w 2007 roku, kiedy zginęło blisko 30 osób.
Post Feeley udostępniono już prawie 30 tys. razy. Amerykanka swoją wiadomość kieruje przede wszystkim do polityków, próbuje ich przekonać do myślenia o dzieciach takich jak jej córka podczas podejmowania kluczowych decyzji. „Zobaczcie. To przyszłość waszych dzieci, waszych wnuków i prawnuków. Będą dorastać w świecie określonym przez wasze decyzje. Na porządku dziennym będzie to, że mając zaledwie trzy lata, będą uczyły się w szkole, jak bronić się przed zamachowcami” ‒ podkreśla.
Feely jest zwolenniczką reformy ograniczającej prawo do posiadania broni w USA. Tuż po strzelaninie w Orlando na nowo zaczęto debatować nad zaostrzeniem przepisów regulujących dostęp do broni. W Senacie znalazły się cztery projekty ograniczające możliwość zaopatrzenia się w karabin czy pistolet, ale wszystkie je odrzucono.