Milenialsi, generacja Z… Skąd wiadomo, do którego pokolenia się należy?
Generacje i ich charakterystyki – w dalszej części tekstu. Na skróty: Największa generacja, Baby Boomers, Pokolenie X, Milenialsi, Pokolenie Z
Podział na młodsze i starsze pokolenia wydaje się już nie wystarczać, bo i w ich obrębie mocno się różnimy. Nie tylko zresztą wiekiem, lecz także – albo przede wszystkim – pewnym zbiorem doświadczeń, osadzonym na ogół w określonym kontekście czy momencie historycznym.
Poszczególne pokolenia trzymają się czasem zupełnie odmiennych wartości, mają przed sobą różne perspektywy, inne są ich wizje przyszłości i poglądy na tzw. rzeczywistość. O czym łatwo się przekonać, jeśli spotka się ludzi, których dzieli zaledwie kilka lat.
Gdy dla jednych umowa o pracę jest warunkiem koniecznym, żeby podjąć ją w ogóle, dla innych brak świadczeń to już nie kwestia wyboru, lecz przetrwania, znak czasu. Jedni chcą się ustatkować szybko, inni odkładają ten moment, bo mają w życiu inaczej rozłożone priorytety (a czasem – znowu – wydaje się, że nie mają innego wyjścia). I tak dalej, i tak dalej. Zmieniają się czasy i rekwizyty. Każde z pokoleń mierzy się z innymi wyzwaniami, o czym decyduje i sytuacja gospodarcza kraju, i ogólna mentalność. Trudno też zestawiać ze sobą ludzi w tym samym wieku, ale pochodzących z różnych stron świata.
Ale co generacja, to generalizacja – rok urodzenia to jeszcze za mało, żeby do konkretnego pokolenia kogokolwiek zaliczyć. Albo żeby bezbłędnie tę osobę scharakteryzować. Poza wszystkim trudno na przestrzeni ostatnich 16 lat odszukać taki moment dziejowy, który przekreślałby grubą kreską to, co było przedtem, od tego, co nastąpiło później. To zadanie dla historyków, i to dopiero takich, którzy przyjdą po nas i spojrzą na nasze czasy z dystansu.
Z pewnych jednak względów socjologowie nadal próbują dzielić i różnicować. Dlaczego na przykład milenialsi mają tak złą prasę? Czym się różnią od pokolenia Z? Spierali się o to ostatnio publicyści „New York Timesa” i magazynu „Slate”. Ci pierwsi wywodzili, że pokolenia urodzone w czasach rozkwitu technologii nie tylko nie wiedzą, jak okazywać radość, ale też inaczej przeżywają śmierć i żałobę. W mediach społecznościowych nie ma za wiele przestrzeni na smutek, doznawanie krzywd. Cytowana przez dziennik pisarka Christine Birkner powiada wręcz, że „w sieci nie ma miejsca na to, żeby reagować refleksyjnie na jakiekolwiek zdarzenia”. Kliknięcie „lubię to” albo „przykro mi” na Facebooku załatwia sprawę, choć tematu przecież nie wyczerpuje, nie zastąpi wszak rozmowy czy głębszego namysłu.
Tymczasem „Slate” odpowiada: to tylko stereotypy! „Milenialsi” zaś to wyłącznie mało poręczna etykieta, która – co gorsza – negatywnie się kojarzy. Nie można jej odnosić do wszystkich ludzi świata, których łączy metryka – postuluje publicystka Amanda Hess.
Kto ma rację? Żeby to ocenić, przytoczmy krótkie charakterystyki poszczególnych pokoleń (w sumie pięciu). Jeśli czujecie, że nijak się do Waszych życiorysów nie odnoszą – najpewniej nie myli się „Slate”, a podziały są tylko iluzoryczne. Może jednak w każdym opisie jakieś źdźbło prawdy ogólnej się znajdzie.
Na skróty: Największa generacja, Baby Boomers, Pokolenie X, Milenialsi, Pokolenie Z
Największa generacja – co to za pokolenie?
General Generation – do tej grupy zaliczają się urodzeni przed 1946 rokiem. Czyli przed końcem II wojny światowej, żyjący w dobie Wielkiego Kryzysu. Termin ten – dość pojemny – ukuł przed laty dziennikarz Tom Brokaw. Tutaj można by dokonać podziału na tych, którzy w czas wojny weszli jako dorośli (urodzili się zatem między 1901 a 1924 rokiem), oraz na tych, którzy byli wówczas dziećmi albo nastolatkami (1925–1945, nazywani również pokoleniem cichym). Niektórzy z nich skończyli niedawno albo skończą wkrótce sto lat. Dodajmy na marginesie, że w polskim NFZ zarejestrowanych jest nieco ponad 10 tys. stulatków, w tym całkiem sporo (860) tzw. superstulatków, czyli osób powyżej 110. roku życia.
Zdaniem socjologów ludzie z tego pokolenia mają na ogół poglądy konserwatywne, liczą się dla nich przede wszystkim pragmatyzm i praca – nie zaś przyjemności czy hedonizm. Żyją według zasady: „odpowiedzialność, obowiązki, honor i wiara” (co można by zastąpić polską triadą „Bóg, honor, ojczyzna”). Uważają się za patriotów i o tych wartościach – różnie rozumianego przywiązania do kraju – mają zwyczaj opowiadać. Albo się o nie dopominać.
Ciche pokolenie nie jest tak zasadnicze. Wojna w tym wypadku to wspomnienie dzieciństwa raczej niż aktywnej służby. Mówi się zatem o nich jako o moralnie pogubionych, niedookreślonych, często pesymistycznie nastawionych do życia. Pochwalają przy tym życie według przyjętej tradycji (małżeństwo to świętość, nieślubne dzieci czy rozwód – wydają się nie do zaakceptowania).
Poza wszystkim ludzie z tej grupy wiekowej czują się stale odpowiedzialni za swoje dzieci, choć te na ogół są już zupełnie dorosłe i samodzielne.
Zdaniem Brokawa reprezentanci największej generacji generalnie z pokorą odnoszą się do historii, której byli częścią – z pokorą, ale i bez pretensji wobec tych, którym wiodło i wiedzie się lepiej pod względem ekonomicznym, żyjących w czasach uprzywilejowanych, nieponoszących takich strat (materialnych i nie) co oni na początku XX wieku.
Co niektórzy wytykali Brokawowi, że za bardzo tę grupę gloryfikuje, koncentrując się na osiągnięciach i trudnościach, które jakoś ją usprawiedliwiają czy tłumaczą ich zachowania, nie uwzględniając zaś ciemnych stron I połowy stulecia. Choćby dość powszechnych problemów na tle rasowym czy mozolnej walki kobiet o ich podstawowe prawa. O samej wojnie i różnych, z pewnością nie czarno-białych wówczas postawach nie wspominając.
Pokolenie Baby Boomers
Urodzeni w latach 1946–1964. Czyli pokolenie wyżu demograficznego. Dziś mają koło pięćdziesiątki (albo więcej), z przekorą nazywa się ich „dorobkiewiczami” – ze względu ma ambicje bogacenia się, gromadzenia zasobów i rozmaitych dóbr. Zresztą nie tylko w wymiarze ekonomicznym czy – ogólnie mówiąc – materialnym, lecz także zawodowym i społecznym. Chodzi o status i mierzalne osiągnięcia, zapewnienie sobie i swoim bliskim bezpieczeństwa finansowego, pewnej życiowej stabilizacji – to miara osobistego sukcesu i warunek szczęścia (jakkolwiek by je rozumieć) zarazem.
Skąd to nastawienie na (podkreślmy: nie tylko materialny) zysk? Uważa się, że to ze względu na przyjęty w owych latach model życia, w swej istocie mocno patriarchalny i zhierarchizowany. Po pierwsze więc życie widzi się jako drabinę, po której wypada się nieustannie wspinać (kształcąc się, awansując, podwyższając swój status), po drugie – w model ten częściej wpisywali się mężczyźni, którzy pracowali na rzecz rodzin kosztem czasu, który im dla tych rodzin pozostawał. Siłą rzeczy Baby Boomers cenią więc pracę – dowolną, byle stałą.
Owa hierarchiczność, której pokolenie to hołduje i do której przywykło, daje o sobie znać również w innych postawach. Starszych trzeba szanować (choćby wyłącznie ze względu na wiek), zasad przestrzegać, autorytetom bezwzględnie ufać – to wartości dla dzisiejszych pięćdziesięciolatków plus szalenie istotne, wdrukowane, przekazywane kolejnym pokoleniem (czasem oczywiście bezowocnie).
Polakom urodzonym w czasach komunizmu przypisuje się ponadto cechy homo sovieticus, czyli roszczeniowość, podejrzliwość (choćby nie miała podstaw, dla zasady), ogólną nieufność. Charakterystyczne jest przy tym wyobrażenie o tzw. sprawiedliwości społecznej – pogardza się tymi, którzy mają więcej (z pewnością niezasłużenie; Polak potrafi, jest cwany, zwykle kombinuje – mawiają niektórzy).
Ogólna postawa wobec życia? Szczęście to brak nieszczęść.
Czas na pokolenie X
Urodzeni w latach 1965–1984. Pokolenie, które buntuje się nieco przeciw patriarchalnemu modelowi życia. O ile Baby Boomers przyjęli zestaw wartości od swoich rodziców nieomal z dobrodziejstwem inwentarza, o tyle przedstawiciele pokolenia X obserwują zastany ład już w sposób bardziej krytyczny. Generacja sceptyków – powiadają niektórzy.
Nie podoba im się na przykład, że kobieta rezygnuje z kariery na rzecz rodziny i jest podporządkowana mężczyźnie. Nie podoba im się także, że pewne funkcje – w ich środowiskach, ale też na poszczególnych szczeblach władzy – pełnią ludzie nie zawsze dość kompetentni. Zamiast pożądanej wcześniej (przez ich rodziców choćby) hierarchii pojawia się tu naturalny sprzeciw wobec postaw autorytarnych.
Rzeczywistość, do której pokolenie to musiało się przystosować, też się nieco zmieniła względem dekad poprzednich. Rozwój technologiczny nabrał przyspieszenia, od pracowników zaczęto zaś wymagać złożonych kompetencji. Przestał liczyć się wyłącznie fach – równie istotne okazały się między innymi zdolność komunikacji, rozmowy, pewna doza empatii. Postawiono na indywidualność, samorozwój, ale i na osobistą wolność (wyboru, działania). Zamiast brać za pewnik przyjęte wcześniej reguły – pokolenie X do wszystkiego dochodzi samodzielnie, metodą prób i błędów, czasem podejmując ryzyko. Praca nie jest już najwyższą wartością – pracuje się, żeby (godnie) żyć, nie odwrotnie.
Uważa się ponadto, że pokolenie X to ludzie najlepiej wykształceni. Ponoć też najrzadziej biorą oni udział w dowolnych wyborach (samorządowych, parlamentarnych, prezydenckich). Na założenie rodziny decydują się zaś w sposób przemyślany, z większą ostrożnością – ponieważ sami pochodzą często z rozbitych rodzin. Ale też ze względu na tę generalną refleksyjność, która ich cechuje.
Milenialsi, czyli pokolenie Y
Urodzeni w latach 1982–2004, dorastający w dobie pełnego rozkwitu technologii, nowinek, internetu, mediów społecznościowych. Między schyłkiem popularności walkmana a narodzinami Google’a.
Podczas gdy pokolenia poprzednie swój status musiały dopiero wywalczać, czasem wyłącznie na gromadzeniu dóbr się koncentrując, generację Y od razu w te dobra wyposażono. Zadbali o ten stan rzeczy oczywiście ich rodzice, zapewniając wykształcenie, dobrobyt, finansując wakacje i rozrywki. Kiedy się mawia, że rodzice chcą dla swych dzieci lepszego życia niż własne, ma się na myśli właśnie poprzedników milenialsów – i są to rodzice na ogół wspierający, popychający naprzód, komplementujący.
Rodzicom milenialsi zawdzięczają nierzadko wysokie o sobie mniemanie. W takich warunkach byli bowiem wychowywani – w przeświadczeniu o swojej wyjątkowości, skuteczności, sprawczości, o własnych zdolnościach i kompetencjach wreszcie.
Obiektywnie rzecz ujmując, milenialsi są lepiej (by nie powiedzieć: biegle) zorientowani w świecie technologii (szybciej się też uczą obsługi rozmaitych narzędzi czy aplikacji), są nieco mniej przywiązani do tradycji, bardziej elastyczni. Łatwiej przystosowują się do różnych okoliczności (nie tylko do wygody, jak twierdzą niektórzy, zwłaszcza rocznikowo starsi).
Zanim jednak zacznie się milenialsom zarzucać niesamodzielność czy niegospodarność, warto się zastanowić, po pierwsze, skąd te postawy się w nich rozwinęły (duże w tym zasługi rodziców), po drugie zaś – nie należy odmawiać im rozsądku, refleksyjności, krytycznego stosunku do świata.
Na marginesie: ponoć jeden na dziewięciu milenialsów ma kartę kredytową, której współwłaścicielem jest jeden z rodziców.
Nadchodzi generacja Z
Urodzeni w latach 2005–2016. Siłą rzeczy niewiele ich jeszcze łączy. Nie mogą na przykład pamiętać zamachów na World Trade Center z 2001 roku. Kojarzą jednak, że na świecie dochodzi do rozmaitych politycznych i ekonomicznych zawirowań (kryzys finansowy, kryzys uchodźczy).
To pierwsze pokolenie, które z technologiami jest oswojone już od urodzenia. Z większą wprawą obsługuje smartfony i tablety niż rodzice czy starsze rodzeństwo. To sieciowi tubylcy – jak ich nazywają socjologowie.
I choć niewiele na ich temat jeszcze wiadomo, eksperci już są zdania, że to ponadprzeciętnie zdolni i inteligentni, niesłychanie zaradni młodzi ludzie, którzy – to z kolei podpowiadają badania – chcą zwojować świat. Dużą wagę przywiązują też do wykształcenia – i do samouctwa przy okazji (choćby przy wsparciu YouTube).
To też poza wszystkim pokolenie niecierpliwe. Jeśli czegoś chcą – to natychmiast muszą to mieć. Przyjaźnie pielęgnują tak w sieci, jak poza nią, przy czym z serwisów randkowych zaczynają korzystać już w wieku 16 lat (albo wcześniej). Charakterystyczna postawa? Fear of missing out – mawia się z angielska. A chodzi o to, żeby niczego nie przeoczyć, uczestniczyć, obejrzeć, zobaczyć. I udokumentować (choćby na smartfonie).
Do którego zatem pokolenia należycie metrykalnie – a do którego bliżej Wam mentalnie?