Do polskich księgarni trafił właśnie pierwszy tom trylogii „Vernon Subutex”, powieści, o której mówi cała Francja. Jej autorka Virginie Despentes twardo stąpa po ziemi, uważnie obserwuje swoje otoczenie i bez ogródek opisuje. Surowo ocenia każdego ze swoich bohaterów z osobna i ludzi jako gatunek. A powiedzieć, że seks nie jest dla niej tematem tabu, to duży eufemizm.
Łatwo więc pomyśleć, że mamy do czynienia z Houellebecqiem w spódnicy. Tyle że to nieprawda. Nie tylko dlatego, że Despentes woli spodnie. – Houellebecq eksperymentuje, jego spojrzenie na literaturę jest bardzo nowoczesne, tymczasem moje powieści mają klasyczną, wręcz XIX-wieczną formę – zauważa Despentes. Zgadza się, że z Houellebecqiem łączy ją sięganie po podobne tematy oraz stosunek do postaci zaludniających ich książki: mieszanina pogardy ze współczuciem. Uważa jednak, że absolutny brak złudzeń to nie cecha osobnicza dwojga, zaprzyjaźnionych zresztą, pisarzy, ale stan ducha właściwy całemu współczesnemu francuskiemu społeczeństwu. – Na pewno większości z nas. Jesteśmy rozczarowani innymi ludźmi, polityką, naszym krajem. Od co najmniej dekady Francja cierpi na depresję.
Rewolucja trzydziestoletnia
Klucza do „Vernon Subutex” należy jednak szukać nie tyle w tym, co dziś pisze się i czyta we Francji, ile raczej w kultowej dla fanów rocka, pełnej ciepła i optymizmu powieści „High Fidelity” Nicka Hornby’ego (w Polsce opublikowanej jako „Wierność w stereo”, choć lepiej znanej z adaptacji filmowej „Przeboje i podboje”, z Johnem Cusackiem w roli głównej). Jej akcja dzieje się w sklepie płytowym, bezpiecznym azylu dla wszelkiej maści ekscentryków, którzy dzięki muzyce znajdują przyjaźń, miłość i sens życia.